12/22/2010

Pochwała rozsądku

Ignorować można tylko nieistotnych ludzi. A on ma w zwyczaju przyciągać uwagę. Jarosław Kaczyński właśnie zatoczył koło na bieżni zwanej cynizm i pogarda dla zdrowego rozsądku. Ale będzie mu wybaczone u tych, którym problem brat czy nie brat jest w trumnie też nie daje spać. To margines ale na tyle ważny, że każde do niego umizgi prezesa stawiają na baczność rozsądną większość.

Pytam ostatnio swoich gości czy cieszy ich, że parszywy dla kraju 2010 rok za chwilę zginie. A skąd pan wie, że następny będzie lepszy -  sprowadziła mnie na ziemię Krystyna Janda. Nie wiem, zakładam, że gorzej być nie może. Ten rok udowodnił, że wydarzyć może się wszystko, że ludzie mogą sobie zafundować każdy ból, że świętości zostały tylko w grotach Watykanu.

W sumie dobrze, myślę po zastanowieniu. Im mniej nas zaskoczy - tym zdrowiej. Szczególnie ze strony Kaczyńskich. Renata Kim ("Wprost") opowiadała w radiu o nieudanej próbie zrobienia wywiadu z córką prezydenta Kaczyńskiego. Zadzwoniła do Marcina Dubienieckiego mecenasa/męża/pełnomocnika/polityka? Odpowiedź: będziemy udzielać tylko ostrych, politycznych wywiadów - opisuje tę rozmowę Kim. Dubieniecki ma swoje pięć minut więc korzysta. Stryj jego żony jest w tym mistrzem, więc się nie hamuje. Rodzinne.

W te święta i cały rok po nich życzę Szanownym Czytelnikom, żeby byli bliżej zdrowego rozsądku. Nie od razu ale zawsze on wygrywa z szaleństwem.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

12/10/2010

Absmak

Hasło „wyjazdy kształcą” musiało powstać wraz z narodzinami Radia Maryja. Właśnie jestem w podróży i uczę się słuchać. Niby pierwotna sprawa ale bywa, że przychodzi z trudem. Nikt rozsądny nie wpuszcza tej żółci do swojego domu ale zabrudzone auto mniej boli. Dlatego na dziurawej jak cholera krajowej jedenastce Poznań-Piła, zasypywany przez śnieg z pól, zaprosiłem do samochodu prezesa Kaczyńskiego.

Dlaczego? Jak każdy człowiek o skłonnościach masochistycznych lubię go słuchać. Ćwiczę wtedy dzielenie - na cztery - każdego zdania szefa. Bo ma rację mówiąc, że rola pełnomocnik rządu do walki z korupcją Julii Pitery jest „bardzo specyficzna, ocierająca się o śmieszność”. Kaczyński nie kłamie wypominając premierowi Tuskowi, że zmienił zdanie w sprawie prezydenta Sopotu. Tylko skoro prezes nie zwariował (wiem, że różnie mówią), dlaczego większość go lekceważy?

Tyle jest spraw, za które temu rządowi należy się publiczna chłosta - senatorski skandal w Wałbrzychu, majstrowanie przy OFE albo podnoszenie podatków - ale PiS nie chce na tym skorzystać. Mógłby spoważnieć punktując kłamstwa PO ale woli stać nad grobami smoleńskimi. Ta żenująca podróż Fotygi i Macierewicza po USA, to ciułanie przez nich rzekomo ważnych rozmówców, to publiczne wysłuchanie w Parlamencie Europejskim gdzie zaproszono tylko samych swoich, wreszcie Marta Kaczyńska porównująca wypadek lotniczy do „drugiego Katynia”. Przestajemy współczuć, a zaczynamy czuć absmak, że zacytuję mojego pasażera.

Czytam, że w piątek - osiem miesięcy po katastrofie smoleńskiej - prezes zaprasza na konferencję poświęconą dorobkowi Lecha Kaczyńskiego. Planują następujące wystąpienia: "Refleksje o pracy prezydenta Lecha Kaczyńskiego"; "Lech Kaczyński i polskie państwo"; "Wolność Rzeczypospolitej i Solidarność Polaków w myśli Lecha Kaczyńskiego". Myślę sobie, po co zapraszać Krasnodębskiego, Radziejowską, Łopińskiego, Gilowską. Oni wiedzą, że śp. prezydent był wielki. Jeden mega Chrystus w Polsce wystarczy.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

12/02/2010

Lekcja kurwowania

Wolę siarczysty język od siarczystego mrozu ale są granice. Dziennikarze tvn24.pl (podziwiam skrupulatność) obliczyli, że w korupcyjnej rozmowie senatora Platformy Obywatelskiej Romana Ludwiczuka padło 141 słów na "k", 14 słów na "ch" oraz 18 słów z cząstką "jeb". Brawa - zdetronizować Sobiesiaka - bezcenne. Senatorski dialekt zna każdy, nie jesteśmy purystami w koszulkach z pralni Chajzera, ale nie każdy korumpuje w tak lumpiarski sposób.

Na internetowej stronie senatora są przeurocze wpisy ku czci pana Romana. Najpierw on sam o sobie.

Urodziłem się w 1957 roku w Wałbrzychu, tutaj mieszkam i pracuję, choć brzmi to banalnie to kocham nasz region i wciąż nie brak mi chęci i zapału by dla tego miasta pracować”.

Później, nie wstając z kolan, notują prawdziwi kronikarze, wychowankowie pekińskiej szkoły bicia czołem o ziemię.

1. Senator Ludwiczuk wziął udział w uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Centrum Turystyczno-Sportowego. „To dla mnie dzień szczególny, ponieważ realizuje się moje marzenie”.
2. Odbyło się długo oczekiwane podsumowanie Wałbrzyskiego Konkursu Pisania Listów. Konkurs współorganizowany przez senatora Ludwiczuka cieszy się wielkim zainteresowaniem wśród dzieci i młodzieży wałbrzyskich szkół. "Mój najpiękniejszy dzień w życiu" - tak brzmiał temat tegorocznej edycji konkursu. Organizatorzy byli pod wielkim wrażeniem estetyki i pomysłowości nadesłanych prac.
3. Senator Ludwiczuk wraz z Sekretarzem Stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, Marszałkiem Województwa Dolnośląskiego oraz Wojewodą Dolnośląskim wizytowali inwestycje drogowe na terenie miasta i powiatu wałbrzyskiego. Goście byli pod wrażeniem podejmowanych działań mających na celu poprawę stanu nawierzchni.
4. Senator Ludwiczuk spotkał się z Piotrem Mazurkiem. Celem rozmowy był omówienie udziału Mazurka w tegorocznych Igrzyskach Jeździeckich w Lexington, USA.
5. Senator Ludwiczuk objął patronat honorowy nad projektem "Pierwsze Kroki w Usługach Gastronomiczno-Hotelarskich", realizowanym przez Fundację "Zielone Wzgórze".
6. Senator RP Roman Ludwiczuk objął patronat nad Festiwalem Sera w gminie Walim.


Piękną ma robotę senator kiedy zjeżdża do domu. Że też znalazł czas żeby człowiekowi ze sztabu konkurenta w samorządowym głosowaniu szepnąć do dyktafonu: się ugadujemy k... na 100 procent. Byłbyś wicestarostą, k... Takich Ludwiczaków jest w całym kraju więcej, część pewnie nigdy nie wpadnie. Dla pechowców przestroga - nawet kurwować można z klasą ale sama nie przychodzi.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

11/18/2010

RJN

Bo prawo było zbyt sprawiedliwe - to hasło Henryka Sawki umieszczone obok poobijanych twarzy Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak. Pokazał te sińce rano w tvn24. Udowodnił, że żart w narodzie nie ginie! Tuż przed nim - w jednej chwili - zaspani widzowie też pokazali, że dystans nie jest im obcy. SPJN to był ukłon w stronę odszczepieńców z PiS. Stowarzyszenie Poranek Jest Najważniejszy było spontaniczną obywatelską odpowiedzią na polityczne stwierdzenie, że nie ma rzeczy ważniejszej niż Polska.

Byli oczywiście i tacy, którzy pisali, że nazwa organizacji odrzuconych z PiS brzmi jak słynne „Deutschland uber alles” ale ci nie przekroczyli marginesu. Szczęśliwie - tak czuję - zanika mocno wzbierająca po Smoleńsku i Łodzi fala żółci, którą wylewali w sieci zwolennicy jedynego słusznego prezesa. Bawiąc się nazwą i celem organizacji w jednej chwili mieliśmy wśród członków księdza, lekarza, prawnika, księgową i psycholożkę. Licząc wszystkich starczyłoby nas na poważny klub sejmowy, który przykryłby czterolistną koniczynę peeselu listkiem marihuany. To była forma pozytywnego odlotu. Potwierdzenie, że kiedy ludziom zaproponować rozsądek - biorą go w ciemno.

Tymczasem szef PiS chcąc podtrzymać silną w jego partii tradycję epistolograficzną sprzedaje w sieci swój nowy pomysł - „List do Polaków”, wersja audio-wideo. Schludny pokój, wazon biało-czerwonych kwiatów i smutny głos Jarosława Kaczyńskiego, który zamiast mówić o samorządzie rozmawia z bratem. - Kochany Leszku, będziemy realizować twój testament. Będziemy budowali silne polskie państwo. Silną Polskę szczęśliwych obywateli. Na zdrowy rozsądek kiedy się chce budować trzeba patrzeć przed siebie (ewentualnie pod) ale nie cofać się. Choćby z uwagi na przepisy BHP. Pamięć o Lechu Kaczyńskim nie przyspieszy wylewania asfaltu na drogach albo stawiania nowych przedszkoli.

Prezes Kaczyński zatraca się w starciu z demonami przeszłości zamiast nakłuwać rząd za leserstwo. Stowarzyszenie, które rozkręcają byli/obecni* ludzie prezesa ma premię za świeżość ale nic poza tym. Państwo są na razie nieśmiali, tacy co to chcą ale się boją. Proponują spokój, rozmowę, poważne tematy a nie pranie po pysku. Fajnie ale w nowej koalicji PO-PJN za dużo byłoby idealizmu a za mało roboty. Upieram się, że to Robota Jest Najważniejsza!

* nieaktualne skreślić

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

11/03/2010

Margines

Nie lata zbyt wysoko, a kiedy już musi chowa się po rowach. Skryty, milczący, samotnik. Ożywia się tylko w okresie godowym. Wtedy można usłyszeć głośne kwilenie jastrzębia. Ziobro?

Polityka to nie jest zabawa dla dżentelmenów. Dla dam tym bardziej. Ale przecież i jedni i drugie się w polityce zdarzają. Nie podoba mi się sposób w jaki koledzy Ziobro i Błaszczak traktują koleżankę Kluzik-Rostkowską. Sugerowanie, że jest z pisowskiego marginesu to jak chwytanie się brzytwy. Takie chłopięce przepychanie się w pierwszym szeregu, żeby zwrócić na siebie uwagę. Czym, panowie?

Europejski Ziobro mówi, że „Joasia” ma pozycję medialną ale nie ma głosu w partii. Dziwne rozgraniczenie. To można pogodzić jeśli się ma coś do powiedzenia, kiedy się słucha, kiedy się poskramia nieporywający słowotok. Kiedy zdrowy rozsądek jest ważniejszy od dobrego samopoczucia prezesa. W PiS widać, że miło już było. Że wielbiciele posła Ziobry nadają ton rozstawiając ciemny partyjny lud, który go nie kupuje, po kątach. Wyrzucają niepokornych na margines. To jest droga donikąd - ani do władzy, ani do koalicji, ani do odzyskania szacunku.

Marek Migalski pisze z przekąsem o charyzmatycznym Błaszczaku. Że nawet grzywki bez zgody szefa poprawić nie umie. Ale ma lepsze wyczucie rytmu. Pozbawiony autorytetu przewodniczący klubu PiS u boku prezesa trzyma się zasad - im mniej ciebie, tym lepiej. Migalski, Kluzik, Poncyliusz mogą o tym tylko pomarzyć. Nie wiem co gorsze.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

10/29/2010

Odnowa. Od nowa.

Mam alergię na słowo „pojednanie”. Ono pobrzmiewa w politycznych uszach od pół roku ale dawno nikt go tak nie wykoślawił. Już „zero” lub „nic” są bardziej wypełnione treścią. Są rzeczy, o których powinno się mówić jak najmniej, bo prawdziwego sensu nabierają w ciszy.

Po zabójstwie w Łodzi (nie mylić z „mordem łódzkim”, bo to nie druga „zbrodnia katyńska”) trwa licytacja na głębszą, szczerszą, prawdziwszą skruchę. Wychłostani politycy PiS odsłaniają plecy i udowadniają, że ich rany są głębsze, że jest wiele skutków ubocznych. Spoliczkowani politycy PO skarżą się, że zbankrutowali w gabinetach plastycznych, że ich usta są nie do odtworzenia. Chórem, jedni i drudzy, zanoszą błaganie - od miłości konkurenta wybaw nas, Panie. Teatr jak teatr. Od amatorów-aktorów nie wymaga się wiele, szczególnie kiedy nie widać tam jednego reżysera. Nie można wyciągać ręki do przeprosin z „ale” na ustach. Miłość odrzuca warunki wstępne - choćby się je wypowiadało w kościele.

Uciekając ostatnio od relacji z ogólnowiejskich zawodów w pluciu na odległość skupiłem się na pierwszym tomie „Dziennika” Sławomira Mrożka. Autor cofa nas do roku 1962 ale akurat sposobów na dogadanie się ząb czasu nie nadgryza. „Noc w nocnym lokalu, czyli czyściec. Oczyszczenie. Od nowa. Odnowa. (...) Powrót do normy. Zażegnanie niebezpieczeństwa zadufania się w sobie. (...) Jakże liryczny jest człowiek po wódce”.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

10/20/2010

Mieć swój rozum

Dwa miliardy ludzi klika. Czyli całe Chiny i Unia Europejska wzięte do kupy stanowią klientelę Internetu, największego szamba świata. Gdzie nie ma reguł, a jedyną barierą jest ludzka wyobraźnia. Miejsca, którego nie można pominąć, gdzie anonimowość robi króla z każdego.

Czytam o sobie od rana, że jestem zabójcą. Że mam krew na rękach, bo krytykując Jarosława Kaczyńskiego posłałem leciwego szaleńca do biura PiS w Łodzi, żeby wymordował tam wszystkich. Czytam, że dziennikarze, którzy ośmielają się podnosić pióro i język na szefa PiS są zagrożeniem dla demokracji. Pomyje łatwo spłukać i choć smród pozostaje, nie marudzę, bo mam zawód podwyższonego ryzyka. Ale skoro dziennikarz ma odpowiadać za swoje słowa w każdej sekundzie publicznego występu, nie możemy nie wymagać tego od drugiej strony. Albo wszyscy grają fair, albo nikt.

Nie zgadzam się kiedy Jarosław Kaczyński zapowiada, że każde słowo krytyki wobec PiS ze strony polityka czy dziennikarza będzie wezwaniem do mordu. To kagańcowanie dyskusji, ograniczanie wolności słowa. Mam swój rozum i tego samego wymagam od innych. Zewsząd słychać teraz głosy - przeprośmy się, ograniczmy agresję, zmieńmy język, podajmy sobie ręce. Mamy taki „mały Smoleńsk”, jak to dziś nazwał jeden z politologów. Pół roku temu pojednanie trwało sekundę. Na logikę - mniejsza tragedia nie może wyzwolić większej miłości.

Receptę wypisała dzisiaj profesor Staniszkis, jedna z niewielu osób, której prezes Kaczyński słucha: histeria jest zła!

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

10/12/2010

Krzyż prezesa

Mieć swój świat to cenne i groźne zarazem. Malarze, pisarze, muzycy - nawet dopaleni - mogą odlecieć w nieznane rejony i nikt nie ucierpi. Najwyżej gust. Politycy, którym wydaje się, że ich wizja jest najichsza zaczynają być groźni. Nie odpowiadam za empetrójkę prezesa Kaczyńskiego ale wolę żeby mylił U2 z JU TU niż intonował „Boże, coś Polskę” w centrum Warszawy.

To nie jest zła pieśń, ma niezły tekst i melodię. Szczególnie refren, który Polacy zwykle wyją niż śpiewają: „Przed Twe ołtarze zanosim błaganie: Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie!”. To dziś nic nie znaczy ale ostro brzmi - w końcu powstańcy ze stycznia 1863 roku wiedzieli co nucą. Problem w tym, że nikt prezesowi nie zmienił kalendarza. Maszerując ramię w ramię z Macierewiczem, który w kałuży wody widzi plamę ropy, dowartościowując się ludźmi z krzyżami i pochodniami Jarosław Kaczyński nie zyskuje na znaczeniu. On się ośmiesza, budzi przerażenie zmieszane ze współczuciem. Kłopot w tym, że nie ma odważnego, który by mu to powiedział. Wszyscy z otoczenia szefa PiS brzmią jak jego echo, a bywa - Anna Fotyga - próbują być od echa szybsze.

Prezes PiS na niedzielnym wiecu sugerował, że Polska nie jest jego krajem, że chce, by mu nikt nie narzucał obyczajów, by naród miał elementarne prawo do wolności i prawdy. Krzyczał, że przyszedł po to prawo, bo jest wolnym Polakiem i chce być wolnym Polakiem. Być złym i zadowolonym jednocześnie potrafią tylko wybitne jednostki. Trzeba być kimś żeby w tej samej chwili dąsać się i cieszyć, wypowiadać obywatelskie nieposłuszeństwo i sugerować dumę z obywatelstwa, lekceważyć władzę ale nie emigrować. Trzeba mieć zdrowie prezesa żeby stać na mrozie i się nie przeziębić. Jeszcze bardziej.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

10/06/2010

Wietrzenie salonu

Odejście Palikota pachnie mi układem z premierem. Obaj są nieprzekonujący w rozwodowych nastrojach. Nie ma żadnych emocji między dwoma facetami budzącymi emocje skrajne - złość i sen. Marszałek Schetyna mówi, że to jednoosobowa wycieczka w jedną stronę ale wierzyć się nie chce. Prędzej czy później to się skończy albo współpracą PO-NP albo nowym smakiem żołądkowej gorzkiej.

Będzie nudno, bo jeden Fedor powietrza w Platformie nie oczyści. Mówi się, że Palikot, Gowin, Brudziński, Sobecka to skrajności. Bzdura. Skrajnie złe jest to, że w naszej polityce jest za dużo nijakiej masy. Pokutują te same wypowiedzi, te same myśli, te same słowa. Bez charakteru, wyrazistości, stanowczości. Palikot w polityce jest tym, kim Raczkowski w grafice. Nie jest sztuką mieć poglądy, ceni się umiejętność ich obrony i wyrażania. Żeby dupę nazwać dupą, obłudę obłudą, kłamstwo kłamstwem, a zdradę chamstwem. Żeby nie szukać różowych słówek na czarne sprawy.

W Dużym Formacie sprzed tygodnia Marek Raczkowski mówi „nie jestem patriotą! Mam w dupie patriotyzm! Nienawidzę patriotów! Gardzę moim krajem! Chciałbym, żeby Polacy zawsze przegrywali w piłkę! Uważam, że Polacy są głupcami i niczego się nie uczą. Ale mówię to z miłością do nich”. Albo „przeżywałem Smoleńsk po swojemu, do momentu wystąpienia kardynała Dziwisza, który ze spuszczonym wzrokiem informował widzów, że para prezydencka spocznie na Wawelu. Wtedy zorientowałem się, że - podczas gdy my ciągle w szoku - ktoś już nas próbuje robić w ch...”.

Ludzie, w których jest więcej ZDR* niż H2O są podstawą zdrowego kraju. Bo kiedy w salonie ktoś puści bąka, potrzebny jest odważny do otwarcia okna.

* ZDR - zdrowy rozsądek

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

10/01/2010

Laryngolog

Nie chciałem tego wykorzystywać. Ale skoro szef dyplomacji pyta, czy prezes Kaczyński jest na proszkach odpowiadam żartem widza. Szef PiS, autor tekstu o złej Rosji, nie jest na lekach - jest na dopalaczach.

Nie mam nic przeciwko - sam piszę i lubię kiedy ludzie czytają. W tym sensie (choć raz) rozumiem prezesa, pisanie do szuflady nie ma sensu. Problem w tym, że Jarosław Kaczyński nie pisał tego jako zameldowany na Żoliborzu szary, niepozorny obywatel ale jako były premier, prezes sporej partii opozycyjnej. Znaczy ktoś ważniejszy, zacniejszy, teoretycznie poważniejszy, wymagający szacunku. Każdy ma fobie ale nie każdy listą strachów obkleja słupy ogłoszeniowe wokół domu, żeby wszyscy wiedzieli, że pająki są be.

Szef PiS jako Polak czuje się poniżany przez wielkie państwa Europy, które ręka w rękę z Rosją biorą gumkę i wymazują nas z mapy świata. Straszna rzecz a wokół zamiast zachwytu pytania o nazwisko lekarza prezesa. Salon znów jest głuchy na jedyną słuszną rację. Zignorował także prawdziwie skandaliczny list byłej szefowej polskiej dyplomacji. Anna Fotyga apeluje: „Nie lekceważmy wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego o kondominium, nie mówmy, że to tylko taka metafora i ostrzeżenie. Takie gry nie są normą w relacjach międzypaństwowych, pachną prowokacjami służb. Przerwijmy je. Póki nie jest za późno. Póki nie ma następnych ofiar”. Te słowa dopiero brzmią szaleńczo a przeszły bez echa.

Profesor Nałęcz mówi, że takich ludzi trzeba leczyć. Przesadza. Ignorowanie też nic nie da, bo wytną Puszczę Kampinoską, żeby był papier na kolejne listy. Diagnoza jest prostsza, trzeba poczekać aż Jarosław Kaczyński usłyszy swoje słowa. Choćby te z Radia Maryja: „pomniki księdza Popiełuszki stoją w całym kraju, sądzę, że z moim bratem będzie podobnie”. Do tego nie trzeba psychologa, wystarczy dobry laryngolog.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

9/15/2010

Podwójni

Polscy politycy się mnożą, choć ich nie przybywa. Jest co najmniej dwóch Tusków i ze czterech Kaczyńskich. Raz każą do siebie mówić premierze, prezesie kiedy indziej obywatelu. Medycyna zna takie przypadki, to schizofrenia.

Osobowość mnoga nie jest łatwa w leczeniu ale prosto ją wykryć - najlepiej w czasie rozmowy z pacjentem i obserwacji jego zachowania. Zwyczajnie - jeśli chce mieć jabłko ale zaczyna je gryźć - trzeba kwalifikować na obserwację. Jako mieszkaniec Sopotu podziwiam Jacka Karnowskiego, jako Donald Tusk uważam, że facet z zarzutami nie ma czego szukać w polityce - mówi szef rządu. Ogarniam tylko trzy wymiary, pewnie dlatego mam podejrzenia graniczące z pewnością, że premier ze mnie kpi. Nie on pierwszy i nie ostatni, ale niestety pamiętam kto obiecał poprawę standardów.

Tusk, Komorowski, Klich powinni zniknąć raz na zawsze ze sceny politycznej - mówił do swoich wyznawców obywatel Jarosław Kaczyński. Wygląd, mimika, gesty, głos, włos, garnitur wskazywały, że to prezes PiS Jarosław Kaczyński we własnej osobie. Do czasu. Zaskoczenie było pełne - Jarosław Kaczyński po raz pierwszy udowodnił, że sam sobie nie jest równy. Dotąd wiedzieliśmy jedynie, że nie ma równych jemu. Już wcześniej zresztą przejawiał mnogie skłonności. Był czas kiedy prezes ogłosił, że sprawę katastrofy smoleńskiej będzie prowadził w ramach ruchu społecznego, a nie w ramach partii. I jak wiemy PiS mówi od tamtej pory o wszystkim, tylko nie o katastrofie.

Panowie Kaczyński i Tusk dobrze celują słowem, ale często chybiają. Wprowadzili złe dane - nie można zbyt długo trzymać się zasady ściemniać to my, ale nie nas. Wymiana strzałów to też wymiana poglądów tylko innymi metodami. Jestem za, dopóki nie ginie zdrowy rozsądek.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

9/09/2010

Listokleci

Szanowni Państwo
Drogie Czytelniczki
Mili Czytelnicy
Wertujący
Klikający

Nie być w centrum to wstyd; outsiderzy dłużej czekają na poklask. Warto dołączyć do grona wybitnych jednostek współczesnej epistolografii zanim zmonopolizują rynek. Jak - nie przyrównując - Poczta Polska, którą trzeba przechytrzać obciążnikami do kopert. I choć w listach publicznych Jarosława Kaczyńskiego i Marka Migalskiego kryją się wręcz literackie sztabki złota, to nie powinno zniechęcać. Trzeba pisać, pisać, pisać. Znając potęgę prezesa wiadomo, że wszystko wyszło od niego. Biblijne Listy Apostolskie, listy Słowackiego do matki czy nawet listy Sobieskiego do Marysieńki, były wzorowane na korespondencji Kaczyńskiego z Migalskim.

Wersy różnią się niekiedy klimatem ale sens pozostaje podobny - rozdarcie. „Tak mi się twoja śliczność, moja złota panno, wbiła w głowę, że zawrzeć oczu całej nie mogłem nocy” - pisał w 1665 roku Jan III Sobieski. O ton wyżej swój ból wyraził 345 lat później prezes Jarosław Kaczyński. „Nastąpiła kolejna kampania przeciwko nam. Z wykorzystaniem ludzi związanych z partią”. I tak można by przeplatać: „Owo widzę, że mię twoje wdzięczne tak oczarowały oczy, że bez nich i momentu wytrwać będzie niepodobna” kontra „Należy zdecydowanie odrzucić wszelkie próby analiz kampanii wyborczej na podstawie założeń suflowanych przez niechętne nam media”. Albo „Już od dawnego czasu zdało mi się, żem bardziej i więcej kochać nie mógł” vs. „Mamy obowiązek zewrzeć szeregi z całym zdecydowaniem, łącząc potrzebę dyskusji z potrzebą jedności, i zabiegać o to, żeby przyszłe wybory były dla nas zwycięskie”.

Trzeba mieć w tyle głowy, że to król uczył się od prezesa jak dobrze zaadresować kopertę, ale to jednak słowa ucznia trafiają celniej. Marysieńka ma prawo czuć się bezpieczniej od Migalskiego. Wie przynajmniej na czym stoi: on kocha, przyjechać nie może, bo odsiecz wiedeńska to jednak ważna rzecz, ale ona może na niego liczyć. Migalski ma kłopot, bo choć w liście wyraża opinię wielu, jest w mniejszości. Jest poza, jak Elżbieta Jakubiak i za chwilę - być może - kolejni nielojalni inaczej. Od czasów króla Jana wiele się zmieniło ale nie to, że zbytnia podejrzliwość prowadzi do zguby. Prezes udaje porządki, a nie ma sensu zmieniać pościeli kiedy materac jest pełen zacieków. Można pisu nie kochać ale nie można pisowi nie współczuć.



Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

9/03/2010

Zuch

Kto myśli, że Wałęsa jest mądry rozczaruje się. Kto sądzi, że Wałęsa jest głupi rozczaruje się jeszcze bardziej. Tak ponoć mówił do przyjaciół Jacek Kuroń. W każdej, nawet tak skomplikowanej historii jak Sierpień, prostota myśli jest najcenniejsza. Ale nie można iść ulubioną ścieżką Jarosława Kaczyńskiego, czyli na skróty myślowe.

Prezes wychodzi z założenia, że obrażać to my, ale nie nas. Dlatego uwielbienie należy się Lechowi Kaczyńskiemu, a zarzut zdrady Bronisławowi Geremkowi i Tadeuszowi Mazowieckiemu. Trzydzieści lat temu inteligent z fajką i „szybki” Tadeusz już prawie dogadali się z komunistami ale szczęśliwie drogę zaszedł im Lech Kaczyński. Prezesa Kaczyńskiego wtedy w stoczni nie było, ale to nie znaczy, że może pisać historię na nowo. Owszem wiele razy pokazał, że może robić wszystko, ale bezkarność ma swoje granice. Szczególnie, że brat bliźniak prezesa dwa lata temu mówił: "Bez Geremka i ekspertów nie udałoby się wywalczyć w Sierpniu 1980 roku wolnych związków zawodowych". Kogo jak kogo ale tego Lecha Jarosław Kaczyński szanował zawsze.

Ma rację Henryka Krzywonos kiedy mówi: „panie prezesie, bardzo pana proszę, żeby pan nie buntował ludzi przeciwko sobie. (...) proszę współczuć innym i dać ludziom żyć. Mnie to obraża, że pan niszczy godność Lecha”. Ma rację Janusz Śniadek, że politycy "przygotowali społeczeństwu gorszące widowisko"; on jest jednym z nich. Ma rację Jarosław Kaczyński udzielając wywiadu samemu sobie. Tylko on jest w stanie zrozumieć siebie.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24 

8/25/2010

Strachy na lachy

Książka mnie wyjątkowo zmęczyła ale dla tych kilku cytatów warto było dotrwać z autorem do końca. Mendoza radzi, któremuś z bohaterów - nigdy nie wychodź za mąż, a jeśli już to nie za faceta. Coś w tym jest, że w polskiej polityce femme fatale zawsze jest mężczyzną: Palikot, Kaczyński, Migalski.

Z WCW czyli Wielkiej Czwórki Wyborczej - Rostkowskiej, Jakubiak, Poncyliusza i Migalskiego - tylko ten ostatni mówi, że porzucenie przez prezesa go boli. Mając przez najbliższe cztery lata, każdego miesiąca gwarancje 35 tysięcy złotych na koncie, można się bawić w recenzenta. Problem w tym, że Migalski ani przed wyborcami, ani przed kolegami z partii, ani nawet przed sobą samym Ameryki nie odkrywa. Jego recepta jest nudna i przydługa. To suma powyborczych komentarzy z ostatnich miesięcy. List otwarty do prezesa - zawieszony w Internecie, którego prezes nie trawi - to żadna odwaga. Migalskiego nikt z partii nie wyrzuci, bo Migalski do PiS się nie zapisał. Europolitolog trafił w bardzo zły czas, nawet jeśli ma dobre intencje. Odkąd Jarosław Kaczyński nawet „Rzeczpospolitej” nie ufa, mógłby do niego trafić jedynie list wysłany przez Jarosława Kaczyńskiego. To nie jest takie niemożliwe. Widziałem w maju w telewizji, że prezes ma stół, imbryk, lampkę nocną, pewnie i pióro w szufladzie się znajdzie - warunki do pisania jak marzenie.

Migalski oficjalnie traktowany jest w PiS z pobłażliwością ale kiedy słychać rozsądne porównanie - Migalski Palikotem pisu - koledzy biorą go w obronę. „Nie życzą sobie takich skojarzeń”, bo „to zupełnie inna sytuacja”, „nie ten człowiek”. Bzdury. Jeden i drugi dbają głównie o rozgłos, ulepszanie ich partii - jeśli się zdarzy - to rykoszetem. A szkoda, bo obu stać (także dosłownie) na dystans do politycznego świata. Obaj wiercą dziury w brzuchu swoim szefom, próbują wrzucać granat w poselski tłum. Niby powinno brzydko pachnąć ale woń jest przyjemna. Szczerość potrafi zabić a rozsądek jest deficytowy i dlatego - widząc wady - warto bić brawo Migalskiemu z Palikotem. Problem w tym skąd wziąć odwagę u innych? Już Lec pisał, że odważni jej nie oddadzą.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

8/13/2010

Władza tchórzy

Nikt z nas nie wkłada nóg w łajno jeśli nie musi. To z „Przygody fryzjera damskiego” Mendozy. Ostry cytat ale uprawniony w debacie publicznej. To z filmu „Jak udławiłem Agorę” Kurskiego. PiS ma przykazane powtarzać za swoim prezesem, że gdyby pan Komorowski nie kazał usunąć krzyża, nie byłoby awantury. W istocie partia gra rolę głuchoniemego ślepca, który udaje, że zdanie „nikt z nas nie wojuje krzyżem jeśli nie musi”, nie jest prawdziwym głosem serca pana Kaczyńskiego.

Czy pan tam był - zapytał mnie w programie poseł Girzyński (on sam - ponoć - omija to miejsce). Odpowiedziałem szczerze, że szkoda mi czasu by oglądać z bliska grupę szaleńców na Krakowskim Przedmieściu. Do dziś. Telewizja nie kłamie. To nie jest zbiorowisko szczerze rozmodlonych ludzi, którzy z bólu po ofiarach spod Smoleńska znaleźli swoją religijną przystań. To niejednorodne zgromadzenie ludzi wykluczonych, którym do dopieszczenia wystarcza kamera, mikrofon, megafon i wsparcie z Torunia. Ich obecność pod krzyżem ma tyle wspólnego z modlitwą, ile Tadeusz Rydzyk z duchowością.

SLD jak mantrę przypomina artykuł 25. Konstytucji, że władza w Polsce „zachowuje bezstronność w sprawach przekonań religijnych”. Kompletnie nic z tego nie wynika, choćby nie wiem ile podpisów na wiecu zgromadził Napieralski. Problem jest w tchórzostwie władzy. Kancelaria Prezydenta i Kościół składają własne autorytety w hołdzie kilkunastu oszołomom. To jest granica anarchii.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

8/03/2010

Symbol szaleństwa

Łatwo powiedzieć - ciemnogród. Nie wierzę, że polski zaścianek jest aż tak potężny. Jednak dziś przed Pałacem Prezydenckim państwo przegrało z szaleństwem. Do obrony krzyża przed grupą zaślepionych obywateli wysłano dziesiątki policjantów i strażników miejskich. Na próżno. Państwo polskie jest tak słabe, że kapituluje przed kilkoma oszalałymi osobami z megafonem i flagą. Nie wiem, który wstyd większy.

Krzyż zostaje ale politycy PiS w sojuszu z Tadeuszem Rydzykiem nie mają powodów do dumy. Duma jest zbudowana na mądrości, a podjudzanie obrońców krzyża do cyrku, który pokazali w południe w Warszawie było głupie. Podobnie jak nieodpowiedzialne jest sztuczne wywoływanie strachu, że jak zniknie krzyż to ludzie zapomną o katastrofie w Smoleńsku. Tak krótką pamięć mają tylko politycy, nie wiem dlaczego mierzą wszystkich swoją miarą.

Okrzyki „ten krzyż jest symbolem naszego narodu”, „Jarosław, Jarosław”, „Judasze”, „zomowcy” to dowód, że przed Pałacem Prezydenckim przegrał zdrowy rozsądek. Po pierwsze Kancelaria Prezydenta okazała się za słaba by wyegzekwować porozumienie z harcerzami i Kościołem, po drugie obrońcy krzyża w istocie zbezcześcili ów symbol, po trzecie wzywający do pamięci o ofiarach spod Smoleńska obrazili tych, którzy zginęli 10 kwietnia.

I choć wyznawcy teorii spiskowej skutecznie zawłaszczyli centrum Warszawy nie wszyscy, którzy cierpią po kwietniowej tragedii zgadzają się na takie seanse szaleństwa. Wdowa po wiceministrze obrony Ewa Komorowska mówiła w TVN24: „ja o każdej sprawie, o jakiej mówi Macierewicz, myślę inaczej”. „Kiedy wypowiadają się posłowie PiS przejeżdża po mnie walec”. „Nie chcę ani krzyża ani pomnika, bo Pałac Prezydencki zmieniłby się w pałac Kaczyńskiego". Kto uszanuje takie głosy?

Źle pytam. Przecież w kraju, w którym piwne hasło „zimny Lech” ma obrażać pamięć prezydenta Kaczyńskiego, nie ma trzeźwych ludzi.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

Portoryko: w tym klimacie najlepiej radzą sobie bambus, kawa oraz pająki, z których sieci robi się kamizelki kuloodporne. Pachnie deszczem parującym na rozpalonej ziemi.


7/28/2010

Kurnik prezesa

Blogerzy do grobu! Migalski przejmuje obowiązki. Po tym jak na drzwiach PiSu wywiesili tabliczkę „przepraszamy - remanent”, nowy nabytek prezesa starł kurze, wyniósł wszystkie śmieci wraca i krzyczy: coś tu dalej śmierdzi. Odważne. Nie sądzę jednak by prezes zmienił przyzwyczajenia i pokochał zwracanie mu uwagi.

Mistrz Henryk Sawka narysował ostatnio faceta w kaftanie bezpieczeństwa odprowadzanego przez dwóch sanitariuszy; bohater jest odwrócony plecami dlatego nie mam pewności o kogo chodzi, ale chmurka brzmi: oszalał, odkąd odstawił Rostkowską. Powyborcze rozliczenia w PiS (swoją drogą po co rozliczać „sukces”?) sprowadzają się do hasła prezesa: idą ciężkie czasy, trzeba ludzi odpornych. Czytaj - najlepiej do ucha szepczą: Suski, Kuchciński, Błaszczak. Nie pierwszy raz gust prezesa wywołuje współczucie.

Migalski - killer blogerów - żali się jak następuje: napracowałeś się, chłopie i babo, w kampanii? No to dziękujemy i już. Na coś liczyłeś? A kysz, siło nieczysta, pożądliwa i lubieżna! Niczego nie dostaniesz, żeby cię następnym razem nie kusiło! Nic nie robiłeś? No to masz awans! Żebyś następnym razem też nic nie robił. Dokładnie tak, bez fałszu, brzmi głos wołającego na puszczy. Gdyby dołączyć Poncyliusza, Kluzik-Rostkowską oraz Cymańskiego z Jakubiak powstałby uroczy kwintet.

Ale kwintet skutecznie zagłuszany przez siły czystości. Traktowali nas jak bydło! – narzekała posłanka Wróbel. Kiedy prezes był w Radomiu kazali mi się odsunąć, żeby nie było mnie widać w kadrze – skarżyła się we WPROST. Na kwintet narzekali wszyscy. Sztab robi z nas mięso armatnie, potrzebują nas tylko do rozdawania ulotek, a naszym zdaniem zwycięstwo może dać tylko powrót do sprawy Smoleńska. 

Szoszoni, jastrzębie, talibowie, gołębie - prezesie macie tam niezły kurnik.



Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

6/30/2010

Nagroda pocieszenia

Zrobić z siebie wariata też trzeba umieć. Niezależnie od wiary. Umyć, namaścić i pogrzebać zgodnie z zasadami islamu ciało, które od miesiąca leżało w kostnicy. Przed takim zadaniem stoją uczestnicy malezyjskiego „Idola”. Młodzi pobożni mężczyźni rywalizują między innymi o tytuł imama meczetu. Wszystko oczywiście podglądają widzowie. Także transport ciała na cmentarz i odmawianie modłów nad zmarłym. Aż żal, że telewizja jeszcze nie umie przenosić zapachów.

Autor programu jest dumny z chłopców ale zawiedziony własną ekipą: producent zemdlał, a kilka innych osób zwymiotowało. Niestety dla widzów kolejne odcinki były wręcz nudne, bo gdzie mycie trupa do zwykłego kazania. Casting nie był łatwy, z tysiąca młodzieńców wybrano dziesięciu. Prześwietlono ich przeszłość, sprawdzono ile nagrzeszyli, choć każdy z nich wygląda jak młody Allah. Ale warto się otworzyć, bo poza pracą imama w dużym meczecie w Kuala Lumpur i w pełni opłaconą pielgrzymką do Mekki zwycięzca dostanie samochód, stypendium, laptopa i ponad sześć tysięcy dolarów w gotówce. Na hidżaby od Armaniego.

Każdy naród ma taki program na jaki zasłużył. Malezyjczycy wieczorami podglądają nowoczesnych imamów, my sztucznych kandydatów. Jedyne co łączy to nudności. Tam, z uwagi na dosłowność, tu przez dziecinadę sztabowców. Jaki sens ma starcie kandydatów bez pytań kandydatów? Debata to pojedynek na słowa, na gesty, na nerwy, na emocje. A nas się częstuje sztucznością, nudą, bylejakością. Pewnie za późno na takie pomysły, ale gdyby była nagroda pocieszenia... ot choćby dożywotnie darmowe strzyżenie wąsów albo dozgonna garderobiana.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

6/09/2010

Czterozdjęcie

Każdy będzie miał swój kwadrans sławy - mówił Andy Warhol. PiS sięga dziś do koncepcji króla pop artu. Inspiruje się „czterozdjęciem” z Marylin Monroe. Ale zamiast blondynki w wiecznej depresji jest Jarosław Kaczyński w... czymś. Spojrzał na mnie ostatnio przy Plantach w Krakowie. To chyba nie był uśmiech. Vis a vis Dworca Centralnego w Warszawie ta sama twarz. Patrzę na nią po kilku dniach przerwy, nie to nie uśmiech. Nie ma znaczenia, czy obraz przedstawia Mona Lisę czy banana – ważne, żeby to było naprawdę pop, mówił Warhol. Kaczyński jest już blisko.

Debata z młodymi Polakami w Hotelu Europejskim była tak uczesana, że żaden włos nie stał w kontrze do prezesa. Kaczyńskiego nie zaskoczyło nawet pytanie o zwycięzcę mundialu, choć nigdy nie kreował się na kibica. Żel.pl można by strawestować powiedzenie młodych, używane kiedy opadają im ręce. Sympatycy i politycy PiS okadzają portret wodza, na którym on się niby uśmiecha ale to 
nie jest ten zmieniony człowiek. Stary dobry Jarosław Kaczyński powrócił. Powtarza jak mantrę, że nie chce wojny polsko-polskiej ale chyba sam nie wie co to znaczy.

Czytam, że w Polskę jadą busy z ulotkami, plakatami, znaczkami, balonami, długopisami z wizerunkiem Jarosława Kaczyńskiego. Dla kogo? Miłośników Komorowskiego to nie porwie. Prezes obwożony po kraju ma wyglądać jak ten niby uśmiechnięty pan z plakatu, ale widać, że jedynie warstwa pudru kryje mistrza mnożenia przez odwrotność. Kaczyński na wałach prezentuje się wybornie, jak wtedy w stoczni. Dlatego nie rozumiem zdziwienia w PiS, że okulary zerówki Palikota nic nie dały. Te metamorfozy są siebie warte.

Kiedy słyszę Kaczyńskiego wzywającego do końca wojny polsko-polskiej jest mi tak samo do śmiechu, jak kiedy Palikot wzywa do badań psychiatrycznych kandydatów. Był taki żart przed pięcioma laty: największe świństwo? Zagłosować na Kaczyńskiego i wyemigrować. Za chwilę najlepszym wyjściem będzie wyjazd bez głosowania.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

6/02/2010

Spuszczanie powietrza

Szukam aktualnych badań psychiatrycznych mieszkańców Reykjaviku. Nigdzie nie ma sugestii jakoby bankructwo ich kraju miało dla ludzi poważne psychiczne skutki uboczne. Bywa, że słuchanie muzyki Bjoerk prowadzi do prób samobójczych, podobnie jak nieudana lekcja islandzkiego ale to i tak za mało by zbzikowało aż tylu obywateli. Swoją drogą Björk Guðmundsdóttir jako szalona reykjaviczanka pewnie poparła postulat bezpłatnych ręczników dla każdego przy każdym gejzerze oraz sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo.

Żałuję, że trafiło na kraj, w którym nawet do porannej kawy chce się zamówić setkę wódki. Wielu uzna, że tego wypadku przy urnie nie można potraktować poważnie. Tymczasem Besti flokkurinn ugrupowanie jajcarzy założone po kryzysie finansowym przez komika Jona Gnarra, poparło 35 procent mieszkańców Reykjaviku. Satyrycy będą największą grupą w radzie stolicy, sam Gnarr chce być burmistrzem! Uważam, że za szczerość mu się należy - w kampanii obiecywał więcej niż ktokolwiek inny ale ostrzegał, że ma gdzieś spełnianie obietnic.

Islandzcy politycy są w szoku. Pani premier uznała, że ludzie w Reykjaviku mają dość politycznego establishmentu, który zatopił ich kraj w Atlantyku. Co za dedukcja! Watsonowie wszystkich krajów łączcie się. Skoro reykjaviczanie wybrali darmowe ręczniki na trzeźwo, nie ma przeszkód, żeby podobne pospolite ruszenie rozlało się po Europie. Tzatziki z bagietką przy każdym leżaku w Grecji, wino na moście w Porto albo darmowe noclegi w komnatach królewskich w Madrycie i rozkoszny wieczór z dziewczynami Berlusconiego na koszt premiera. Zaczynam zazdrościć europejskim bankrutom. Nam zostaje wybierać między dębem Bartkiem, a taternikiem Bronkiem.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

5/31/2010

5/25/2010

Karmazynowy odlot

W oryginale tak nie było. Ale też nie wyglądało najlepiej. Na wystawie sklepowej ten krawat prezentował się pewnie jak dzieło pijanego malarza. Upstrzony kolorowymi maziami w technice stosowanej przez Penelope Cruz w allenowskim „Vicky Cristina Barcelona”. Mnóstwo odcieni żółci, słaby pomarańcz i jedno pociągnięcie zieleni. Do tego jasno brązowa koszula i garnitur a la sprana zieleń. Niby nic nie mogło już temu zaszkodzić. Ale właściciel stroju nie takie rzeczy na wybiegu widział - nakleił na krawat karmazynowo-białą szachownicę, symbol Sił Powietrznych RP.

Spotkałem go i jemu podobnych w sobotę w okolicach Pałacu Prezydenckiego. Z narodowymi flagami w dłoniach lub zatkniętymi za paski plecaków wracali z wiecu Jarosława Kaczyńskiego. Gdzieś niestety schowali hasła widoczne w czasie wystąpienia prezesa: "Panie Jarku! Ratuj Polskę", "Zgoda buduje, Wajdalizm rujnuje", "Go Jarek! Go!", "No concession to oppression", "Dzielmy się miłością, przyjaźnią i zrozumieniem". To ostatnie łapie za serce, jest takie nowo-prezesowskie, sprawia, że nawet Pudzian płacze ze wzruszenia.

Problem polega na tym, że ja nie wiem dla kogo prezes Kaczyński się zmienia. Dla elektoratu Komorowskiego nie warto, bo oni już wiedzą. Dla niezdecydowanych szkoda czasu, bo ich nie porywa udawana troska. Dla „swoich” też nie ma sensu, bo są ślepi i głusi. To oni wyzywają reporterów słowami: "Nie można gadać z tą świnią cholerną", "Gdzie tu przychodzisz ty draniu jeden. Zdrajco narodu". "Po rusku trzeba by do was mówić. Ubowcu. Tu jest Polska, won stąd. Wasz bełkot się kończy. Dosyć tego kłamstwa. Sprzedawczyku". Miłości w tym za grosz, chyba, że są jakieś inne jej definicje, których nie znam.

Krawatowi z lotniczą szachownicą oraz innym wyznawcom prezesa towarzyszyli tego dnia na Krakowskim Przedmieściu młodzi jazzmani. Wśród nut miłego standardu w stronę pomnika księcia Poniatowskiego nadciągało dwóch starszych panów z transparentem: zbrodnia katyńska 2010! Muzyka ustała, trębacz odsunął instrument od ust i krzyknął w kierunku maszerujących: hej, wariaci! Co za delikatny młodzieniec, pomyślałem, szukając synonimu do słowa ciemnogród.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

5/18/2010

Uwodziciel

Słowa kosztują więcej niż milczenie. To nie truizm, to przekleństwo sztabu Komorowskiego. Ogłoszony z dumą komitet honorowy kandydata Platformy, robi doskonałą pracę dla przeciwników. Jarosław Kaczyński powinien bez skazy na honorze pochwalić Władysława Bartoszewskiego, może nawet nazwać go profesorem, a Andrzeja Wajdę powinien prezes nosić na rękach po Żoliborzu. Niedzielne wystąpienia obu autorytetów to nic innego jak ZOMO Kaczyńskiego w Stoczni Gdańskiej.

Profesor Bartoszewski nigdy nie był barankiem, przeszedł tyle, że nie musi ważyć słów. Ale kiedy chce pomóc, a nie zaszkodzić - powinien. „Jeżeli Polska miałaby spaść do rangi zainteresowania, jakim obdarzana jest Ruanda, byłby to najlepszy argument za wybraniem człowieka, który ma doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych. Natomiast nie ma doświadczenia bycia ojcem czegokolwiek i czyimkolwiek” - mówił były szef dyplomacji. Dla Wajdy wybory prezydenckie to "wojna domowa". Nie można tego wykluczyć. Na razie jednak to tylko miotanie się sztabu wyborczego Platformy. Bez powodzenia i bez pomysłu. Reżyser cytował w Łazienkach fragment "Wesela" Wyspiańskiego: „Oni mogliby już dużo mieć, ino oni nie chcą chcieć”. Czasu na czytanie nie ma ale fragment o złotym rogu i czapce z piór byłby bardziej na miejscu.

Po drugiej stronie za to cisza, kontrolowana nieobecność, pilnowanie słów. Wywiad Kaczyńskiego w „Rzeczpospolitej” mógłby być zatytułowany: kandydat PO stawia na przyszłość. Szef PiS mówi o „nowej jakości”, „wspólnocie obywateli”, „szacunku dla pielęgniarek i lekarzy”, przyznaje, że powiedział w życiu kilka „niepotrzebnych słów” ale nie chce do tego wracać. Nawet jeśli się to czyta bladym świtem oczy są bardzo szeroko otwarte. Pada w tej rozmowie pytanie: Komorowski pokazuje rodzinę, nie ma pan poczucia, że w kampanii zostaje w tyle? „Sądzą państwo, że zdołam do wyborów mięć pięcioro dzieci?”, odpowiada żartem prezes. Żony nie ma ale widać, że potrafi uwodzić nawet bez Pospieszalskiego.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

5/12/2010

Meczet Hassana II, Casablanca
































































































jeden z największych meczetów świata
postawiony by w mieście było
cokolwiek do obejrzenia
piękne miejsce do spotkań
ludzi i z ludźmi

5/10/2010

Lizbona































































































nie ma lepszego miasta na przesiadki
w Lizbonie już czekają na Papieża
ale mimo napięcia marihuna
polecana jest bez "papieskich"zakłóceń
albo to ja przyciągam dilerów

5/08/2010

gut hasz for gut prajs

































































































Spokojnie, jeśli zginął państwu mercedes 123 - jest w Maroku. Tu są wszystkie co najmniej trzydziestoletnie mercedesy świata. Może nawet latem przejadą się państwo swoim samochodem z lotniska do hotelu. Za grosze - pod warunkiem, że będziecie ośmioosobową grupą. Tylko osie „beczki” utrzymają kilkuosobową nadwagę. Proszę się nie buntować, to nic nie da. A kiedy na ulicy usłyszą państwo „french, english, german” proszę iść dalej. Zasada jest prosta - cham wygrywa. Z kolei kiedy słychać - a słychać non stop - „tudej is market dej” lub „gut hasz for gut prajs” trzeba albo brać nogi za pas, albo sprawdzić towar.

5/07/2010

Prawo do marzeń

Nie wzruszam się na widok mężczyzn. A już w ogóle nie wzruszam się na widok mężczyzn, którzy zbierali podpisy dla Jarosława Kaczyńskiego. Ale młody człowiek, który wystąpił na podpisowej pokazówce PiS obok prezesa i szefowej sztabu zakończył wystąpienie zdaniem „wierzę, że pan wygra”. Pięknie powiedział.

Milion siedemset tysięcy podpisów zasługuje na uznanie. Pytanie co dalej. Zwolennicy Kaczyńskiego już zaczynają mówić o „ruchu” obywatelskim. W warstwie słownej szykuje się więc starcie ruchu z platformą. Mało oryginalne ale to pewnie ten pośpiech. Niby - jak zarzekają się w PiS - wszystkie ręce na pokład ale widać, że pomysły zostają na lądzie. Z „ruchu” tylko krok do ogólnopolskiego powstania. A gdyby rewolucyjny zapał osłabł Wolski z Rymkiewiczem chwycą za pióra by podtrzymać płomień w rozgrzanych sercach członków „ruchu”. W rezerwie redaktorzy Pospieszalski z Ziemkiewiczem i blogerka Kataryna znana z tego, że jest anonimowa.

Dawno nie było w polskiej polityce takiej temperatury. Dotąd z szacunku dla żałobników przeciwnicy PiS podchodzili do rozniecanych na nowo fobii z uśmiechem współczucia. Teraz będzie już tylko coraz głośniej. W końcu wszyscy chcą mieć głowę tak wysoko jak Janusz Śniadek. Pani Kataryna wybrała z mojego ostatniego felietonu takie zdanie: „PiS gestami Jarosława Kaczyńskiego, Jana Pospieszalskiego i Jacka Kurskiego odbiera sobie prawo do współczucia. Idzie na wojnę, gdzie nie ma zasad, szacunku, ciepła”. I apeluje: „ze szczerego wpisu Kuźniara sztab Kaczyńskiego powinien wyciągnąć wnioski i dostosować taktykę do reguł wypowiedzianej mu wprost przez Kuźniara wojny”. Szanowna pani, anonimowość nie zwalnia z myślenia i nie tłumaczy aż takich błędów w interpretacji tekstu.

Szef Prawa i Sprawiedliwości na wiecu dziękczynnym dla zbierających podpisy mówił: „łączy nas przekonanie, że Polska ma prawo do marzeń o tym, że będzie silna, licząca się w świecie, że będzie sprawiedliwa, że będzie dumna”. Z całym szacunkiem panie prezesie ale duma nie zależy od pana wsparcia. A już zupełnie rozmijamy się w marzeniach.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24