11/03/2010

Margines

Nie lata zbyt wysoko, a kiedy już musi chowa się po rowach. Skryty, milczący, samotnik. Ożywia się tylko w okresie godowym. Wtedy można usłyszeć głośne kwilenie jastrzębia. Ziobro?

Polityka to nie jest zabawa dla dżentelmenów. Dla dam tym bardziej. Ale przecież i jedni i drugie się w polityce zdarzają. Nie podoba mi się sposób w jaki koledzy Ziobro i Błaszczak traktują koleżankę Kluzik-Rostkowską. Sugerowanie, że jest z pisowskiego marginesu to jak chwytanie się brzytwy. Takie chłopięce przepychanie się w pierwszym szeregu, żeby zwrócić na siebie uwagę. Czym, panowie?

Europejski Ziobro mówi, że „Joasia” ma pozycję medialną ale nie ma głosu w partii. Dziwne rozgraniczenie. To można pogodzić jeśli się ma coś do powiedzenia, kiedy się słucha, kiedy się poskramia nieporywający słowotok. Kiedy zdrowy rozsądek jest ważniejszy od dobrego samopoczucia prezesa. W PiS widać, że miło już było. Że wielbiciele posła Ziobry nadają ton rozstawiając ciemny partyjny lud, który go nie kupuje, po kątach. Wyrzucają niepokornych na margines. To jest droga donikąd - ani do władzy, ani do koalicji, ani do odzyskania szacunku.

Marek Migalski pisze z przekąsem o charyzmatycznym Błaszczaku. Że nawet grzywki bez zgody szefa poprawić nie umie. Ale ma lepsze wyczucie rytmu. Pozbawiony autorytetu przewodniczący klubu PiS u boku prezesa trzyma się zasad - im mniej ciebie, tym lepiej. Migalski, Kluzik, Poncyliusz mogą o tym tylko pomarzyć. Nie wiem co gorsze.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24