8/13/2010

Władza tchórzy

Nikt z nas nie wkłada nóg w łajno jeśli nie musi. To z „Przygody fryzjera damskiego” Mendozy. Ostry cytat ale uprawniony w debacie publicznej. To z filmu „Jak udławiłem Agorę” Kurskiego. PiS ma przykazane powtarzać za swoim prezesem, że gdyby pan Komorowski nie kazał usunąć krzyża, nie byłoby awantury. W istocie partia gra rolę głuchoniemego ślepca, który udaje, że zdanie „nikt z nas nie wojuje krzyżem jeśli nie musi”, nie jest prawdziwym głosem serca pana Kaczyńskiego.

Czy pan tam był - zapytał mnie w programie poseł Girzyński (on sam - ponoć - omija to miejsce). Odpowiedziałem szczerze, że szkoda mi czasu by oglądać z bliska grupę szaleńców na Krakowskim Przedmieściu. Do dziś. Telewizja nie kłamie. To nie jest zbiorowisko szczerze rozmodlonych ludzi, którzy z bólu po ofiarach spod Smoleńska znaleźli swoją religijną przystań. To niejednorodne zgromadzenie ludzi wykluczonych, którym do dopieszczenia wystarcza kamera, mikrofon, megafon i wsparcie z Torunia. Ich obecność pod krzyżem ma tyle wspólnego z modlitwą, ile Tadeusz Rydzyk z duchowością.

SLD jak mantrę przypomina artykuł 25. Konstytucji, że władza w Polsce „zachowuje bezstronność w sprawach przekonań religijnych”. Kompletnie nic z tego nie wynika, choćby nie wiem ile podpisów na wiecu zgromadził Napieralski. Problem jest w tchórzostwie władzy. Kancelaria Prezydenta i Kościół składają własne autorytety w hołdzie kilkunastu oszołomom. To jest granica anarchii.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24