Nie chciałem tego wykorzystywać. Ale skoro szef dyplomacji pyta, czy prezes Kaczyński jest na proszkach odpowiadam żartem widza. Szef PiS, autor tekstu o złej Rosji, nie jest na lekach - jest na dopalaczach.
Nie mam nic przeciwko - sam piszę i lubię kiedy ludzie czytają. W tym sensie (choć raz) rozumiem prezesa, pisanie do szuflady nie ma sensu. Problem w tym, że Jarosław Kaczyński nie pisał tego jako zameldowany na Żoliborzu szary, niepozorny obywatel ale jako były premier, prezes sporej partii opozycyjnej. Znaczy ktoś ważniejszy, zacniejszy, teoretycznie poważniejszy, wymagający szacunku. Każdy ma fobie ale nie każdy listą strachów obkleja słupy ogłoszeniowe wokół domu, żeby wszyscy wiedzieli, że pająki są be.
Szef PiS jako Polak czuje się poniżany przez wielkie państwa Europy, które ręka w rękę z Rosją biorą gumkę i wymazują nas z mapy świata. Straszna rzecz a wokół zamiast zachwytu pytania o nazwisko lekarza prezesa. Salon znów jest głuchy na jedyną słuszną rację. Zignorował także prawdziwie skandaliczny list byłej szefowej polskiej dyplomacji. Anna Fotyga apeluje: „Nie lekceważmy wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego o kondominium, nie mówmy, że to tylko taka metafora i ostrzeżenie. Takie gry nie są normą w relacjach międzypaństwowych, pachną prowokacjami służb. Przerwijmy je. Póki nie jest za późno. Póki nie ma następnych ofiar”. Te słowa dopiero brzmią szaleńczo a przeszły bez echa.
Profesor Nałęcz mówi, że takich ludzi trzeba leczyć. Przesadza. Ignorowanie też nic nie da, bo wytną Puszczę Kampinoską, żeby był papier na kolejne listy. Diagnoza jest prostsza, trzeba poczekać aż Jarosław Kaczyński usłyszy swoje słowa. Choćby te z Radia Maryja: „pomniki księdza Popiełuszki stoją w całym kraju, sądzę, że z moim bratem będzie podobnie”. Do tego nie trzeba psychologa, wystarczy dobry laryngolog.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24