Szukam aktualnych badań psychiatrycznych mieszkańców Reykjaviku. Nigdzie nie ma sugestii jakoby bankructwo ich kraju miało dla ludzi poważne psychiczne skutki uboczne. Bywa, że słuchanie muzyki Bjoerk prowadzi do prób samobójczych, podobnie jak nieudana lekcja islandzkiego ale to i tak za mało by zbzikowało aż tylu obywateli. Swoją drogą Björk Guðmundsdóttir jako szalona reykjaviczanka pewnie poparła postulat bezpłatnych ręczników dla każdego przy każdym gejzerze oraz sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo.
Żałuję, że trafiło na kraj, w którym nawet do porannej kawy chce się zamówić setkę wódki. Wielu uzna, że tego wypadku przy urnie nie można potraktować poważnie. Tymczasem Besti flokkurinn ugrupowanie jajcarzy założone po kryzysie finansowym przez komika Jona Gnarra, poparło 35 procent mieszkańców Reykjaviku. Satyrycy będą największą grupą w radzie stolicy, sam Gnarr chce być burmistrzem! Uważam, że za szczerość mu się należy - w kampanii obiecywał więcej niż ktokolwiek inny ale ostrzegał, że ma gdzieś spełnianie obietnic.
Islandzcy politycy są w szoku. Pani premier uznała, że ludzie w Reykjaviku mają dość politycznego establishmentu, który zatopił ich kraj w Atlantyku. Co za dedukcja! Watsonowie wszystkich krajów łączcie się. Skoro reykjaviczanie wybrali darmowe ręczniki na trzeźwo, nie ma przeszkód, żeby podobne pospolite ruszenie rozlało się po Europie. Tzatziki z bagietką przy każdym leżaku w Grecji, wino na moście w Porto albo darmowe noclegi w komnatach królewskich w Madrycie i rozkoszny wieczór z dziewczynami Berlusconiego na koszt premiera. Zaczynam zazdrościć europejskim bankrutom. Nam zostaje wybierać między dębem Bartkiem, a taternikiem Bronkiem.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24