12/02/2009

Warszafa



Gospodarze nie upoważnili mnie do zwierzeń ale też ich nie zabronili. Wiem jak wygląda koniec świata i wcale tego nie żałuję. Kiedy rozlegnie się dźwięk pierwszej trąby zrobi się ciemno, cicho i będzie wiał bardzo silny wiatr. Zewsząd będzie słychać terkot drewnianych grzechotek bujanych przez wiatr. W ciemności zaskakiwać będą rozbudzone psy i koty. Trudno będzie uciec, bo padający deszcz niemiłosiernie rozmyje ziemię. Nie chcę opisywać Beskidu Niskiego Andrzeja Stasiuka, bo mam kompleks niezrealizowanego pisarza. To byłoby wtórne. Chcę, bo to nie jest inny świat - to jest prawdziwe życie.

Życie w Warszawie demoluje świadomość. Wydaje się nam, że napełniliśmy stołeczne brzuchy wszystkimi rozumami, że cała mądrość spaceruje Nowym Światem. Pieprzenie. Tylko dystans daje rozsądną perspektywę. Uparcie wracam do frazy Stasiuka: „uważamy się za naród bohaterów, powstańców, wojowników. Tymczasem jesteśmy nacją handlarzy”. Parafrazując - wydaje się nam, że mieląc w zębach słowa kryzys, sukces, prezydent, premier, Afganistan dotykamy istoty życia. Czyjego?

Gospodarze z Banicy opowiedzieli mi, że mają raz w roku wizyty Niemców, którzy chcą zobaczyć jak i gdzie żyje Stasiuk. Nie muszą się napinać - goście znaczy się - spotykają Mistrza na drodze, jedzie rowerem. To jego miejsce, więc gdzie ma się chować? Albo wpadnie do kuchni, na herbatę, przyjeżdża oddać i podziękować za samochodową przyczepkę. Przydała się do życia, przywiezienia drewna na zimę. To jest prawdziwy problem ludzi poza warszafą - przeżyć.

Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski zapytali kiedyś pisarza, czy ludzie na prowincji żyją bliżej siebie? Na pewno są bliżej siebie - odpowiedział Stasiuk - ale to też jest i dobre, i złe. Wie po sobie - został znienawidzony w Dukli, bo opisał beznadziejność życia w tym miasteczku. Ta dziura to prawdziwa Polska - wychodzisz na rynek i płaczesz z przygnębienia.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24