10/12/2010

Krzyż prezesa

Mieć swój świat to cenne i groźne zarazem. Malarze, pisarze, muzycy - nawet dopaleni - mogą odlecieć w nieznane rejony i nikt nie ucierpi. Najwyżej gust. Politycy, którym wydaje się, że ich wizja jest najichsza zaczynają być groźni. Nie odpowiadam za empetrójkę prezesa Kaczyńskiego ale wolę żeby mylił U2 z JU TU niż intonował „Boże, coś Polskę” w centrum Warszawy.

To nie jest zła pieśń, ma niezły tekst i melodię. Szczególnie refren, który Polacy zwykle wyją niż śpiewają: „Przed Twe ołtarze zanosim błaganie: Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie!”. To dziś nic nie znaczy ale ostro brzmi - w końcu powstańcy ze stycznia 1863 roku wiedzieli co nucą. Problem w tym, że nikt prezesowi nie zmienił kalendarza. Maszerując ramię w ramię z Macierewiczem, który w kałuży wody widzi plamę ropy, dowartościowując się ludźmi z krzyżami i pochodniami Jarosław Kaczyński nie zyskuje na znaczeniu. On się ośmiesza, budzi przerażenie zmieszane ze współczuciem. Kłopot w tym, że nie ma odważnego, który by mu to powiedział. Wszyscy z otoczenia szefa PiS brzmią jak jego echo, a bywa - Anna Fotyga - próbują być od echa szybsze.

Prezes PiS na niedzielnym wiecu sugerował, że Polska nie jest jego krajem, że chce, by mu nikt nie narzucał obyczajów, by naród miał elementarne prawo do wolności i prawdy. Krzyczał, że przyszedł po to prawo, bo jest wolnym Polakiem i chce być wolnym Polakiem. Być złym i zadowolonym jednocześnie potrafią tylko wybitne jednostki. Trzeba być kimś żeby w tej samej chwili dąsać się i cieszyć, wypowiadać obywatelskie nieposłuszeństwo i sugerować dumę z obywatelstwa, lekceważyć władzę ale nie emigrować. Trzeba mieć zdrowie prezesa żeby stać na mrozie i się nie przeziębić. Jeszcze bardziej.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24