12/15/2013

Wariat stanu

Polskim Mandelą Jarosław Kaczyński nie będzie nigdy. Ktoś powinien mu to wreszcie powiedzieć ale nie ma odważnego. Nadyma się za to zastęp klakierów podsycających w nim poczucie wielkości i wyjątkowości. Z kolan trudniej im usłyszeć jego słowa dlatego zamiast potępienia rozlega się permanentny wiwat. 

Kaczyński nie zostawił już Polakom ani jednego dnia, w którym mogliby coś uczcić albo zwyczajnie pamiętać, bez jego udziału. Zawsze ciszę przerywa echo jego ego błąkające się od 10 kwietnia przez 11 listopada po 13 grudnia. Niby się permanentnie powtarza z tą rzekomą uległością władzy, brakiem niepodległości, ogólną Sodomą i Gomorą ale jednak każde wystąpienie, to przesunięcie granicy. „Ta uległość, ta gotowość do służenia, ten strach... To przypomina najgorsze czasy w naszych dziejach”, mówi zwycięzca sondaży. 

Intelektualne spsienie współczesnych czasów polega między innymi na tym, że pozwalamy rzekom bredni zatruwać górskie strumienie. Nie zadajemy najprostszych pytań. W swoim zabieganiu dajemy głos populistom, którzy zyskują poklask na wariactwie. „Najgorsze czasy w naszych dziejach!”. Nowe zabory? Nowa okupacja? Nowe nazistowskie obozy koncentracyjne? Nowa pacyfikacja Wybrzeża? Nowy mord w „Wujku”? Nowe internowania? Nowa rzeź na Wołyniu? Nowy Katyń? Znów ktoś zabiera paszporty? Znów bezpieka odziera ludzi z szacunku i prywatności? Studenci giną na komisariatach MO? Księża są topieni w Wiśle?

W jednym tylko nie wypada się z Jarosławem Kaczyńskim nie zgodzić. Według niego dziś, jak za czasów PRL, ludzie co innego mówią w domu, co innego na ulicy. W jego przypadku różnica jest taka jak między wariat a mąż stanu. 

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN i TVN24