1/27/2009

Nie, nie każdy

Nie szata zdobi człowieka. Nie, nie szata. Nie uśmiech czyni serdecznym. Nie, nie uśmiech. Nie okulary dodają mądrości. Nie, nie okulary. Nie każdy jest sympatycznym facetem. Nie, nie każdy. Ale można się starać, jak to robi Jarosław Kaczyński.

Nowy garnitur, koszula, krawat pod kolor oczu, fryzura bez bałaganu, buty pachnące nowością (ze sznurówkami w każdej dziurze, a pamiętamy, że nawet z tym był kłopot). Można pomyśleć prezes się zakochał, oddał kota i wyprowadził od mamy. W reklamówce jest kim nie był i kim – co gorsza – nie chciał być: sympatycznym facetem. Niestety, natury nie da się oszukać, nie natury się nie da.

Nelly Rokita nazywa tę figurę „politycznym rozkrokiem“. Jarosław Kaczyński – wbrew doradcom – przynajmniej w mowie pozostaje wierny sobie. Mogą go wbijać w ciuchy najlepszych dyktatorów mody, on zawsze powtórzy: dyktować to ja, nie mnie! Prawdziwego Kaczyńskiego nie jest w stanie przykryć żaden sweter w najmodniejsze nawet romby. Że nie wspomnę o założeniu konta.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

1/21/2009

Nowoczesna prostytucja

Sprzedawanie się – wynikające z szeroko pojętej siły rzeczy – może boleć mniej lub bardziej. Zależnie od medium, które wykorzystujemy w procesie kupczenia naszym nazwiskiem. Gazeta boli mniej niż radio, radio mniej niż telewizja, kino z kolei ma moc uwierania najsilniej. Dlatego oburza mnie oburzenie na Kamila Durczoka, który odważył się powiedzieć stop wariactwu.

więcej na studioopinii.pl

Rząd ma zapalenie płuc

We wtorkowy poranek premier przegrał wybory. „Miło patrzeć jak się sypie reżim“ – napisał do mnie kolega, bardziej niż skrajny wielbiciel PiS. Odpisałem, że skutki działania prawdziwego reżimu dostrzeże w lustrze ale jest sporo racji w tych uwagach o końcu. Dymisja była prezentem dla braci Kaczyńskich, a nagrodzić politycznych wrogów to jak popełnić polityczne seppuku.

Gniew premiera rozkręcał się cały wtorek. Kiedy słuchał urzędników resortu sprawiedliwości i dyrektora więzienia w Płocku, kiedy widział niepokorną minę ministra Ćwiąkalskiego w „Kropce nad i“ u Moniki Olejnik i usłyszał jego nieskruszony głos w radiu następnego ranka. Aż wybuchł. Rozmiary eksplozji szefa rządu były zbyt duże. Brak refleksji i wstydu – to jest najcięższy grzech ministra Ćwiąkalskiego, ale za to się jeszcze nie powinno zwalniać.

Zasłużenie stracili zajęcie wiceszef resortu, szef służby więziennej, dyrektor więzienia. Dlaczego premier nie poniósł konsekwencji za całoponiedziałkowe milczenie? Kiedy skutecznie używała sobie opozycja, kiedy prezydent zmieniał skład rządu premiera nie było. To większy błąd niż pycha niższych urzędników. Wystarczył dywanik dla ministra Ćwiąkalskiego i wspomniane już dymisje 24 godziny przed faktyczną egzekucją.

Wyraźnie widać, że PiS i Kancelaria Prezydenta nabierają rozpędu. Jacek Kurski – jak nie on – nie kłamie mówiąc, że jego partia się pozbierała po przegranych wyborach i rusza do ataku. Są cyniczni i do bólu skuteczni. Ot, politycy. A rząd stoi na mrozie z rozdziawioną buzią. Zapalenie płuc murowane.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

1/13/2009

Dotrwajcie do P.S:

Każdy, kto narzeka na poziom Palikota powinien zerknąć w lustro. Zazdroszczę jeśli nie zobaczy podobieństwa. Nie bronię posła, wymusiłem na nim w sobotni ranek przeprosiny wobec kobiety. Ale powszechne oburzenie na plugawość jego języka ma wiele z przypowieści o diable, który się przebrał w ornat i na mszę w kościele dzwoni.

Loty obniżyła nie tylko polska polityka. Całe nasze otoczenie stoi na głowie. Im niżej, im słabiej, im bardziej „zamiast“ tym lepiej. Taniość jest w cenie. I to się nie zmienia z biegiem lat. Jedna z Czytelniczek, oceniając komentarze na tym blogu, przypomniała mi mój archiwalny felieton o zaniżaniu poziomu naszej blogowej społeczności. Minęły prawie cztery lata, nie zmieniło się nic.

Śmierć bloga, kwiecień 2005 rok

Słusznie zauważył jeden z czytelników, że miernota telewizji to tylko przedsmak degrengolady radia. Ale, proszę mi wierzyć, jest jeszcze gorzej. W słowie pisanym. Szczególnie tym anonimowym, kiedy każdy może napisać co mu tylko ślina na język przyniesie. Tam to dopiero się dzieje. Ludzie albo są tak zmęczeni, że nie kontrolują tego, co piszą, albo są tak głupi, że piszą to, co piszą.

Na www.gazeta.pl jest mnóstwo blogów, czyli takich ludzkich pamiętników, zwierzeń, opowieści w sieci. Ponoć bawią się w to na całym świecie miliony ludzi; nawet znane nazwiska, pisarze, politycy. Ale niestety nie tylko. Posłuchajcie komentarzy do jednego z najbardziej poczytnych blogów w polskiej sieci. Pisze go niejaka Anulina.

Najpierw punkt wyjścia, czyli ona, Anulina, opisuje swój dzień: niedzielny spacer z dziećmi. Założyłam swoje czaderskie przeciwsłoneczne okulary z bladoniebieskimi szkłami. On: czy te okulary coś ci w ogóle dają, oczywiście oprócz tego, że są czadowe, trendi i dżezi?
I rusza lawina spostrzeżeń czytelników. Ktoś o pseudonimie "Grafomania" pisze: to straszny stres być jazzy. Czytelniczka, która nie wiedzieć czemu, po tym jak się przedstawiła ("wsadziłam-se-klamkę-w-oko") nie biegnie na pogotowie tylko siedzi przy komputerze, dorzuca swoje trzy grosze: sprawa wygląda tak, że jak okulary są full wypas, to nieważne, że wcale nie są przeciwsłoneczne na przykład. A mężczyźni nigdy nie mogą tego zrozumieć. "Stranger" prostuje wszystko: full wypas słowami dwoma... Okulary zasłaniają piękne lica, więc dlatego są zbędne. A jak mniej piękne lica zasłaniają, to może i lepiej... Wyzwanie rzuca jednak "Miluszek": mnie nie pobijecie, miałam kiedyś okulary-serduszka. Dla "Wiolinki" to jednak betka: ja miałam kiedyś zarąbiste różowe lennonki, to był dopiero dżizyz marija stajl.

P.S:

Może ponowna lektura da niektórym z Państwa do myślenia. Będą tacy, którzy poczują się dotknięci i nie wrócą. Proszę o jedno – by pojawiać się tu z sensem, pisać, żeby nikt nie musiał się wstydzić.

1/06/2009

Znać miarę rzeczy

Nie wiem czy to przychodzi z wiekiem. Być może lata nie mają znaczenia? A może to jedynie podświadome wypieranie dojrzewania? Nie wiem. Zamiast dotychczasowej radości, którą przynosił styczeń, że o to pachnieć będzie nowością jest strach. Czytanie nagłej obfitości listów, milknięcie przy toskańskich eksperymentach Stinga i Karamazowa. Cholerny znak zapytania.

A może to ta rocznica. Niby nic – dwa lata – a jednak dotąd takich dwudziestu czterech miesięcy nie przeżyłem. Kazik zbyt zawęził grupę docelową w piosence „Wszyscy artyści to prostytutki“. Jako dziennikarz/prezenter (niepotrzebne skreśli Pacewicz) czuję się pominięty. Zbytnia wyprzedaż nie ma sensu. Zawsze sprzedawca lub klient będą się czuli skrzywdzeni.

Abstrahując. Zgorzkniały i przestraszony przeglądałem okołonoworoczną korespondencję. Trafiłem w niej na list-niemoc. Młoda dziewczyna pisze o wiosennym wypadku rowerowym. Wstała ale z czasem okazało się, że traci słuch, że to może być wada dziedziczna, która uaktywniła się po uderzeniu w głowę. Raczej nieoperacyjna. Dwa aparaty słuchowe, a później... „Jak szalona – pisze – słucham płyt z odgłosami przyrody“.

Żebyśmy znali miarę rzeczy. Umieli wybierać między istotą sprawy, a banałem. Wiedzieli gdzie jest prawdziwe życie. Czytelnikom i sobie w najbliższych miesiącach życzę.