Co za różnica? Pogrzeb, czy wesele? Święto zmarłych, czy zmartwychwstanie? Zwolnienie z pracy, czy Boże Narodzenie? W Polsce żadna. Każde święto oznacza smutek, płacz, cierpienie. Radość jest nam pisana po śmierci. Albo jeszcze później.
Polacy nawet w sylwestrową noc płaczą. Że ten nowy, cholerny rok, pewnie będzie gorszy od minionego. Narodziny dziecka też okupujemy cierpieniem, że oto skończyła się wolność. Podobnie z podwyżką, bo przecież za chwilę mogą nas wylać. Nie mówię, że mam inaczej. Piszę, że to żałosne.
W rocznicę porozumień sierpniowych Teresa Torańska i Władysław Frasyniuk narzekali – a jakże – na nasze polskie marudzenie. „Każda rocznica jest powodem do rozdrapywania ran“, mówiła Torańska w tvn24. „Zróbmy święto radości. Na piwo się umówmy, a nie na mszę“, wołał Frasyniuk.
Łatwo powiedzieć – na piwo. Pewnie będzie ciepłe, chrzczone wodą a pogodę tego wieczora szlag trafi. Podpisano Polak.