3/18/2008

"Nie gniewaj się na mnie Polsko..."

Biedny koń z rzędem. Wszyscy chcą go ofiarować za rozjaśnienie aktualnego bajzlu w Sejmie. Ale to niehumanitarne. To niewykonalne. Snucie podejrzeń, że chodzi o machlojki Rydzyka albo schizofrenię Braci jest pójściem na łatwiznę.

Janusz Głowacki nie został aktorem, bo nie umiał udawać jajka. W autobiograficznym „Z głowy“ opowiada, że w szkole teatralnej wymagano od niego albo utożsamiania się, albo identyfikowania. Z kimś lub czymś. Turlanie mu nie wyszło, podobnie szumienie jako drzewo w „Nocy listopadowej“. A wydawałoby się, że to proste zadania. Głowacki wycofał się; przegrał ze wstydem i Markiem Hłasko. Pokochali tę samą kobietę, ale to Hłasko został u niej na dłużej. Samo życie…

Po co o tym piszę? Bo kocham cynizm Janusza Głowackiego. Bo widzę w tym naukę dla Kaczyńskiego. Załóżmy, że Prezes ma wykorzystać cały swój entourage i zagrać przed komisją egzaminacyjną odpowiedzialnego polityka. Wolnego od szaleństwa, wpływu niejasnych mocy z Torunia. Takiego, który wie, co mówi.

Choćby się wreszcie uczesał, choćby się wreszcie inteligentnie zasępił i trzema palcami w pozie mądrości podparł głowę, nie wyjdzie. No nie wyjdzie. Bycie odpowiedzialnym politykiem.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN 24.