12/02/2008

Kumys coś tam, coś tam pomaga

Kumys lepszy niż kawa. Może nie wyprostował mowy Lecha Kaczyńskiego, ale nie pozwolił mu zamknąć oczu. To było jego pierwsze przesłanie z wizyty w Mongolii. Ludzkie, szczere, ciepłe szczególnie, że tam klimat marny. Kto by pomyślał, że prezydent będzie dziękował Lechowi Wałęsie. Gdyby nie ta jego noblowska rocznica Kaczyński znałby kumys tylko ze słyszenia.

Mają państwo rację, wieczne (i odwieczne?) czepianie się prezydenta staje się nudne. Ale – nie zaprzeczycie – on sam i sytuacje, które prowokuje do tego kuszą. Borubary, Perejro, sala na Placu Piłsudskiego, atakujące słuchawki, gud inglisz, wreszcie zamarzający samolot w czasie azjatyckiej wizyty-ucieczki przed Sarkozym.

Dobry kumys nie jest zły, ale ocieplanie wizerunku prezydenta na siłę nic nie da. Nawet minus dziesięciu stopni w Ułan Bator nie udało się pokonać. Panie prezydencie, Azja nigdy nie będzie Afryką.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24