7/01/2008

Kochana głowa. Państwa

W jeden dzień Polska stała się kolonią Indii. Przepis na tę geograficzną ekspansję jest prosty: szczypta krytyki premiera plus zdanie oburzenia Komisji Europejskiej podlane sosem zaściankowym.

Jest w Indiach zwierzę, którego tknąć nie sposób, bo to jedna z siedmiu matek człowieka. Trzeba mu oddawać honory, unikać potraw z jego boku, wachlować, omijać, wielbić. Jest w Polsce polityk-alergik. Kicha kiedy słyszy krytykę; słuszną lub nie – on nie rozgranicza. Nikt nie ma prawa zwrócić mu uwagi, nawet kiedy – wbrew sobie samemu – obraża się na własne lizbońskie cielę.

Prezydent nie raz pokazał, że lepiej ciszej na jego decyzjami. Można by je zlekceważyć także teraz. Uznać, że są lekko niezrównoważone. Ale tego dnia, kiedy spadły na prezydenta gromy oburzenia, że nie chce chwycić za pióro, udowodnił, że ma się dobrze. „Przy Wałęsie zostaliśmy dla władzy“ – zdradził w wywiadzie dla „Dziennika“. Panie prezydencie – melduję zarodek uwielbienia.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24