Prezes zapisał się do ruchu kontestatorów zegarków. W skrócie slow. Nie pytany ogłosił, że wycisza się na miesiąc, kupuje szalik, popcorn i zaprasza przyjaciół na wspólne oglądanie meczów w telewizji. Ludzie slow sami dają wskazówki a nie wskazówkom się poddają. To outsiderzy przerażeni, że dziś ludzie nawet jogę chcą przyspieszać. Albo - jak napisała Polityka - co piąty przerywa seks, żeby odebrać telefon albo wysłać esemesa, bo zależy mu na czasie.
Miesięczna terapia jeszcze nikomu nie pomogła ale może to jest dobry początek? Carl Honore, współtwórca ruchu slow opisuje chorych obrazowo: boją się być sami ze sobą, a kiedy mają moment ciszy, zaczynają panikować, szukają telefonu, zastanawiają się, czy ktoś do nich dzwonił. Unikają trudnych pytań. „Kim jestem?” zastępują „Gdzie są moje kluczyki?!”. Prezes w swojej niewiarygodności jest wybijającym się liderem ale zdaję sobie sprawę, że problem braku slow jest politycznie powszechny.
Prezes mówiący nad Wisłą, że przez miesiąc nikogo nie kopnie próbuje wypełnić ciszę wokół siebie tak samo, jak minister Mucha przeprowadzająca na siłę rosyjskich piłkarzy spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Po co? Po co on to mówi, a ona to robi? Myślę, że dopadła ich ta sama choroba, co gwiazdki znane z tego, że są znane. Kiedy nie mówią - nie istnieją. Kto znający swoją wartość zapowiada, że zrobi coś, co jest jego przeciwieństwem? Kto rozsądny z powagą rozpoczyna scenę komediową?
Współczesny świat nie-slow wygląda z pozoru na zwycięzcę. Im szybciej, głośniej, tym lepiej, skuteczniej. Wrzask jest bardziej donośny niż składne nuty. Licytacja na ostrość lub łagodność najmojszą podsyca emocje. Sprawia poczucie, że dzieje się coś ważnego. Nie. Jest boleśnie odwrotnie. W ostatnich minutach to tandemu Kaczyński-Mucha dołączył Ludwik Dorn. Na zimne trzeba dmuchać - powiedział o minister Musze - ale aferę robią z tego ludzie o uzwojeniu mózgowym krewetki. Bredzi ale zwraca na siebie uwagę. Daje dowód, że polska polityka topi się w łyżce wody, tak jest głęboka.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN i TVN24
Miesięczna terapia jeszcze nikomu nie pomogła ale może to jest dobry początek? Carl Honore, współtwórca ruchu slow opisuje chorych obrazowo: boją się być sami ze sobą, a kiedy mają moment ciszy, zaczynają panikować, szukają telefonu, zastanawiają się, czy ktoś do nich dzwonił. Unikają trudnych pytań. „Kim jestem?” zastępują „Gdzie są moje kluczyki?!”. Prezes w swojej niewiarygodności jest wybijającym się liderem ale zdaję sobie sprawę, że problem braku slow jest politycznie powszechny.
Prezes mówiący nad Wisłą, że przez miesiąc nikogo nie kopnie próbuje wypełnić ciszę wokół siebie tak samo, jak minister Mucha przeprowadzająca na siłę rosyjskich piłkarzy spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Po co? Po co on to mówi, a ona to robi? Myślę, że dopadła ich ta sama choroba, co gwiazdki znane z tego, że są znane. Kiedy nie mówią - nie istnieją. Kto znający swoją wartość zapowiada, że zrobi coś, co jest jego przeciwieństwem? Kto rozsądny z powagą rozpoczyna scenę komediową?
Współczesny świat nie-slow wygląda z pozoru na zwycięzcę. Im szybciej, głośniej, tym lepiej, skuteczniej. Wrzask jest bardziej donośny niż składne nuty. Licytacja na ostrość lub łagodność najmojszą podsyca emocje. Sprawia poczucie, że dzieje się coś ważnego. Nie. Jest boleśnie odwrotnie. W ostatnich minutach to tandemu Kaczyński-Mucha dołączył Ludwik Dorn. Na zimne trzeba dmuchać - powiedział o minister Musze - ale aferę robią z tego ludzie o uzwojeniu mózgowym krewetki. Bredzi ale zwraca na siebie uwagę. Daje dowód, że polska polityka topi się w łyżce wody, tak jest głęboka.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN i TVN24