Granat rzucony, niech się to szambo rozbryźnie! Niech będzie po naszemu, po polsku, niech śmierdzi. Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej“ znudzony coroczną dyskusją o przewadze Bożego Narodzenia nad Wielkanocą wywołał nowy spór. Dowodzi wyższości klawiatury nad kamerą.
Widzowie, którym nie podoba się jakiś komentarz piszą o mnie per prezenter. Myślą, że to obraża, poniewiera i ustawia w nieznaczącym szeregu; gdzieś na dole dzienniakarskiej hierarchii. Nie dbam o to. To nie jest obraźliwe, to jest tylko niesprawiedliwe. Termin „dziennikarz“ jest tak pojemny jak aktor, doktor, inżynier, prezenter.
Pacewicz uważa, że tylko ludzie prasy mogą mieć dziennikarza przy nazwisku. Reszcie od tego wara, bo potrafią jedynie spłycać, wykoślawiać, wypaczać. Tylko Pacewicz zna się na wszystkim doskonale (od szkolnictwa po bieganie). Tylko Pacewicz czyta wszystkie książki w oryginale. Tylko Pacewicz przedziera się przez stenogram obrad Sejmu (telewizja jest wybiórcza). Tylko Pacewicz czyta akta spraw sądowych od pierwszego po ostatni akapit. Tylko Pacewicz potrafi zaskoczyć Chucka Norrisa.
Reszta udaje wszechwiedztwo, pozoruje znawstwo, kpi z odbiorcy, wprost zaraża widza swoją durnotą. Dziennikarstwo spsiało, trzeba z tym coś zrobić – woła jedynie słuszny redaktor Pacewicz kontestując nagrodę Dziennikarza Roku dla Bogdana Rymanowskiego. Skoro nie jest Wam wszystko jedno to może zacząć od siebie?
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24