11/04/2008

"Kaczor" to nie "idiota"

Byłoby to prostackie. Takie małe i oczywiste cieszyć się z decyzji sądu. Mówić o braciach: mruczne, obolałe, poranione i wściekłe Kaczory nie znieważa ich. Sąd nie zgodził się z mieszkańcem Poznania, wiernym poddanym braci, który w ich imieniu się oburzył. Nie żebym miał do woli korzystać, ale to miły wyrok.

Sprawa mogłaby się rozejść po kościach ale obrońcy Lecha Kaczyńskiego uznali, że „w języku potocznym porównanie kogokolwiek do zwierzęcia ma wydźwięk jednoznacznie pogardliwy i obraźliwy“. Nic podobnego – uznała sędzia – i napisała felietonowe uzasadnienie.

Że w języku polskim są określenia, którymi – przez porównanie do zwierzęcia – pieszczotliwie określa się osoby bliskie: kotku, misiu. Że – przecież – mówi się głodny jak wilk, wierny jak pies, zdrów jak ryba, odważny jak lew. Co do „Kaczorów“ – mówiła sędzia - porównanie kogokolwiek do kaczki, a mężczyzny do samca, czyli kaczora, samo w sobie nie może zostać uznane za obelgę.

Cieszy rozsądek sędzi. Szczególnie, że przypomniała jak prezes Kaczyński, podówczas premier, zachęcał w parku z czerstwym chlebem w dłoni: karmmy kaczki, bo zaczyna się dla nich trudny okres. Wtedy kaczka nie kłuła jego przełyku, dlaczego zaczęła uwierać innych?

To odwieczny problem ludzi ograniczonych ciasną ale własną perspektywą. Żeby zbytnio nie wyludniać więzień – skoro nie karzą za Kaczorów – niech biczują za brak dystansu do świata.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24