Ponoć już za późno. Na planowanie majowych wakacji. Tych dalszych, bo w Bieszczady pojechać można zawsze. Dzisiaj, kiedy Indie, Ameryka Południowa, Kuba, Afryka są w zasięgu coraz większej liczby portfeli, zaczynamy się interesować odległymi problemami. Mniej lub bardziej powierzchownie. Do tego pierwszego chciałbym namawiać.
Korespondent Gazety Wyborczej opisuje nowość w Indiach. Znudzonym turystom proponuje się przebieżkę po slumsach. Do dzielnic biedy można zajść samemu, zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie; inne niż to ze zdjęć w reklamowym folderze. Ale ludzie się boją tam chodzić w pojedynkę. Wolą zapłacić kilkanaście dolarów i w grupie przebiec się między kałużami pomyj, kupkami śmieci, gromadami żebrzących dzieci. Bo raźniej, bezpieczniej.
W hinduskiej prasie trwa dyskusja czy to etyczne, takie prowadzanie turystów po biednych dzielnicach. Ktoś się broni, że z pieniędzy, którymi za ten cyrk zapłacił skorzystają ubogie dzieci. G… prawda. Tchórz, który ruszył poznać inną kulturę, ale robi to nie odwijając papierka tylko nabija skarbonkę zwykłym naciągaczom. Wśród tych 'przewodników' nie ma nikogo, kto by był obywatelem slumsów.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24