Jakby się człowiek w Polsce nie obrócił zawsze uderzy głową w Mrożka. Mistrz musi mieć z nas niezły ubaw siedząc z winem nad nicejską zatoką. Żadne z opowiadań, żadna ze sztuk jego, nawet żaden satyryczny rysunek nie przestały być aktualne. Choćby ten o grupce więźniów z kulami na łańcuchach u nóg, stojących przed telewizorem z programem fitness - „a teraz podnosimy nogę do wysokości biodra”, brzmiał napis.
Dystans i poczucie humoru to nie są cechy, z których słyniemy. Ale jest w Polsce człowiek, którzy życie swoje oddaje, żeby zmienić tę ponurą o nas opinię. Słynie z uczciwości więc zaczął od siebie. Przeczytałem przed chwilą, że prezes Jarosław Kaczyński „wziął udział w spotkaniu z klubem ambasadorów mówiących po polsku”. Uściślę - to on zapraszał, a nie był proszony. Dla ambasadorów było to podwójnie trudne zadanie - ten cholerny polski i jeszcze wyszukany dialekt prezesa! Sam podjąłem studia poszerzające moje słownictwo, żeby nadążyć za Kaczyńskim. Jest ciężko - u niego od premiera do króla jest zbyt krótki dystans.
W opowiadaniu „Samotność” Mrożka dwóch facetów ucieka z więzienia. Pędzą na złamanie karku, aż jeden z nich zwalnia, bo nikt ich nie goni. Żali się osłupiałemu kompanowi: „Nikt o mnie nie dba, nikt się nie interesuje, nikomu nie zależy, jakby im zależało, to by mnie lepiej pilnowali”. To jest syndrom ludzi PiSu. Co gorsza to jest zaraźliwe. Lepsza połowa prezesa, profesor Piotr Gliński, który udaje, że jest tym, kim nie jest przyjął od szefa cechy najgorsze. Wierzy, że jego słowa mają moc odwrócenia przewrotu kopernikańskiego. PiS właśnie ogłosiło, że „kandydat na premiera rządu technicznego przyjął ambasadora Niemiec”. Wcześniej były konferencje na tle narodowych flag, wywiady i zwiedzanie Sejmu.
Można uznać, że dopóki Gliński nie zaprasza papieża na pielgrzymkę do Polski i nie wygania brytyjskiej królowej z jej komnaty to granice nie zostały przekroczone. Ale są ludzie, którzy uznają ten rząd na wewnętrznym uchodźstwie za swój, a publiczna telewizja zamawia sondaż poparcia dla wirtualnego ego. Za chwilę przyjmą od Glińskiego paszporty, zaczną płacić wydrukowaną przez niego walutą i ogłoszą niepodległość.
Z całym szacunkiem dla in-vitro ale to leczenie urojenia powinno być w Polsce refundowane.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN i TVN24
Dystans i poczucie humoru to nie są cechy, z których słyniemy. Ale jest w Polsce człowiek, którzy życie swoje oddaje, żeby zmienić tę ponurą o nas opinię. Słynie z uczciwości więc zaczął od siebie. Przeczytałem przed chwilą, że prezes Jarosław Kaczyński „wziął udział w spotkaniu z klubem ambasadorów mówiących po polsku”. Uściślę - to on zapraszał, a nie był proszony. Dla ambasadorów było to podwójnie trudne zadanie - ten cholerny polski i jeszcze wyszukany dialekt prezesa! Sam podjąłem studia poszerzające moje słownictwo, żeby nadążyć za Kaczyńskim. Jest ciężko - u niego od premiera do króla jest zbyt krótki dystans.
W opowiadaniu „Samotność” Mrożka dwóch facetów ucieka z więzienia. Pędzą na złamanie karku, aż jeden z nich zwalnia, bo nikt ich nie goni. Żali się osłupiałemu kompanowi: „Nikt o mnie nie dba, nikt się nie interesuje, nikomu nie zależy, jakby im zależało, to by mnie lepiej pilnowali”. To jest syndrom ludzi PiSu. Co gorsza to jest zaraźliwe. Lepsza połowa prezesa, profesor Piotr Gliński, który udaje, że jest tym, kim nie jest przyjął od szefa cechy najgorsze. Wierzy, że jego słowa mają moc odwrócenia przewrotu kopernikańskiego. PiS właśnie ogłosiło, że „kandydat na premiera rządu technicznego przyjął ambasadora Niemiec”. Wcześniej były konferencje na tle narodowych flag, wywiady i zwiedzanie Sejmu.
Można uznać, że dopóki Gliński nie zaprasza papieża na pielgrzymkę do Polski i nie wygania brytyjskiej królowej z jej komnaty to granice nie zostały przekroczone. Ale są ludzie, którzy uznają ten rząd na wewnętrznym uchodźstwie za swój, a publiczna telewizja zamawia sondaż poparcia dla wirtualnego ego. Za chwilę przyjmą od Glińskiego paszporty, zaczną płacić wydrukowaną przez niego walutą i ogłoszą niepodległość.
Z całym szacunkiem dla in-vitro ale to leczenie urojenia powinno być w Polsce refundowane.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN i TVN24