Ech życie! Bez Kaczyńskich, Tuska, Ziobry, Niesiołowskiego, Karskiego, Putry, Olejniczaka i reszty Gosiewskich. Bez telefonów od mamusi, bez zwierzeń znajomych, żali listonosza, narzekań spoconych kioskarek. Ładny – choć rzadki – to czas.
Kiedy problemy zmieniają kształty, znaczenie, miejsce występowania. Kiedy martwi nas ciężar książek w walizce. Ważymy czy wymienić Głowackiego na Hemingway’a, Mrożka na Allena, Warhola na stare książki Tokarczuk.
Kiedy – zwyczajnie – kompletujemy wakacyjną garderobę. Ile czego i dlaczego tego aż tyle? Czy dwie pary dżinsów wystarczą, a może nie przydadzą się wcale? Bluza z kapturem, śpiwór? Nie, przecież nie zapowiadają chłodów. Coś przeciwdeszczowego czy lepiej nie zapeszać? Cholera, nie wiem.
Kiedy zaczynamy wybaczać tym, którzy na to nie zasługują. Taki Kaczyński Jarosław. Zamiast czytać zaległe lektury zabrał się za nudne prokuratorskie akta. „Zrobił to, bo martwi się o Polskę“, mówił prymus Ziobro. Całe szczęście, że są jeszcze w tym kraju tacy ludzie.
Sami Państwo (mnie) czytają, czas wyjeżdżać.
Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24