8/25/2010

Strachy na lachy

Książka mnie wyjątkowo zmęczyła ale dla tych kilku cytatów warto było dotrwać z autorem do końca. Mendoza radzi, któremuś z bohaterów - nigdy nie wychodź za mąż, a jeśli już to nie za faceta. Coś w tym jest, że w polskiej polityce femme fatale zawsze jest mężczyzną: Palikot, Kaczyński, Migalski.

Z WCW czyli Wielkiej Czwórki Wyborczej - Rostkowskiej, Jakubiak, Poncyliusza i Migalskiego - tylko ten ostatni mówi, że porzucenie przez prezesa go boli. Mając przez najbliższe cztery lata, każdego miesiąca gwarancje 35 tysięcy złotych na koncie, można się bawić w recenzenta. Problem w tym, że Migalski ani przed wyborcami, ani przed kolegami z partii, ani nawet przed sobą samym Ameryki nie odkrywa. Jego recepta jest nudna i przydługa. To suma powyborczych komentarzy z ostatnich miesięcy. List otwarty do prezesa - zawieszony w Internecie, którego prezes nie trawi - to żadna odwaga. Migalskiego nikt z partii nie wyrzuci, bo Migalski do PiS się nie zapisał. Europolitolog trafił w bardzo zły czas, nawet jeśli ma dobre intencje. Odkąd Jarosław Kaczyński nawet „Rzeczpospolitej” nie ufa, mógłby do niego trafić jedynie list wysłany przez Jarosława Kaczyńskiego. To nie jest takie niemożliwe. Widziałem w maju w telewizji, że prezes ma stół, imbryk, lampkę nocną, pewnie i pióro w szufladzie się znajdzie - warunki do pisania jak marzenie.

Migalski oficjalnie traktowany jest w PiS z pobłażliwością ale kiedy słychać rozsądne porównanie - Migalski Palikotem pisu - koledzy biorą go w obronę. „Nie życzą sobie takich skojarzeń”, bo „to zupełnie inna sytuacja”, „nie ten człowiek”. Bzdury. Jeden i drugi dbają głównie o rozgłos, ulepszanie ich partii - jeśli się zdarzy - to rykoszetem. A szkoda, bo obu stać (także dosłownie) na dystans do politycznego świata. Obaj wiercą dziury w brzuchu swoim szefom, próbują wrzucać granat w poselski tłum. Niby powinno brzydko pachnąć ale woń jest przyjemna. Szczerość potrafi zabić a rozsądek jest deficytowy i dlatego - widząc wady - warto bić brawo Migalskiemu z Palikotem. Problem w tym skąd wziąć odwagę u innych? Już Lec pisał, że odważni jej nie oddadzą.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

8/13/2010

Władza tchórzy

Nikt z nas nie wkłada nóg w łajno jeśli nie musi. To z „Przygody fryzjera damskiego” Mendozy. Ostry cytat ale uprawniony w debacie publicznej. To z filmu „Jak udławiłem Agorę” Kurskiego. PiS ma przykazane powtarzać za swoim prezesem, że gdyby pan Komorowski nie kazał usunąć krzyża, nie byłoby awantury. W istocie partia gra rolę głuchoniemego ślepca, który udaje, że zdanie „nikt z nas nie wojuje krzyżem jeśli nie musi”, nie jest prawdziwym głosem serca pana Kaczyńskiego.

Czy pan tam był - zapytał mnie w programie poseł Girzyński (on sam - ponoć - omija to miejsce). Odpowiedziałem szczerze, że szkoda mi czasu by oglądać z bliska grupę szaleńców na Krakowskim Przedmieściu. Do dziś. Telewizja nie kłamie. To nie jest zbiorowisko szczerze rozmodlonych ludzi, którzy z bólu po ofiarach spod Smoleńska znaleźli swoją religijną przystań. To niejednorodne zgromadzenie ludzi wykluczonych, którym do dopieszczenia wystarcza kamera, mikrofon, megafon i wsparcie z Torunia. Ich obecność pod krzyżem ma tyle wspólnego z modlitwą, ile Tadeusz Rydzyk z duchowością.

SLD jak mantrę przypomina artykuł 25. Konstytucji, że władza w Polsce „zachowuje bezstronność w sprawach przekonań religijnych”. Kompletnie nic z tego nie wynika, choćby nie wiem ile podpisów na wiecu zgromadził Napieralski. Problem jest w tchórzostwie władzy. Kancelaria Prezydenta i Kościół składają własne autorytety w hołdzie kilkunastu oszołomom. To jest granica anarchii.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

8/03/2010

Symbol szaleństwa

Łatwo powiedzieć - ciemnogród. Nie wierzę, że polski zaścianek jest aż tak potężny. Jednak dziś przed Pałacem Prezydenckim państwo przegrało z szaleństwem. Do obrony krzyża przed grupą zaślepionych obywateli wysłano dziesiątki policjantów i strażników miejskich. Na próżno. Państwo polskie jest tak słabe, że kapituluje przed kilkoma oszalałymi osobami z megafonem i flagą. Nie wiem, który wstyd większy.

Krzyż zostaje ale politycy PiS w sojuszu z Tadeuszem Rydzykiem nie mają powodów do dumy. Duma jest zbudowana na mądrości, a podjudzanie obrońców krzyża do cyrku, który pokazali w południe w Warszawie było głupie. Podobnie jak nieodpowiedzialne jest sztuczne wywoływanie strachu, że jak zniknie krzyż to ludzie zapomną o katastrofie w Smoleńsku. Tak krótką pamięć mają tylko politycy, nie wiem dlaczego mierzą wszystkich swoją miarą.

Okrzyki „ten krzyż jest symbolem naszego narodu”, „Jarosław, Jarosław”, „Judasze”, „zomowcy” to dowód, że przed Pałacem Prezydenckim przegrał zdrowy rozsądek. Po pierwsze Kancelaria Prezydenta okazała się za słaba by wyegzekwować porozumienie z harcerzami i Kościołem, po drugie obrońcy krzyża w istocie zbezcześcili ów symbol, po trzecie wzywający do pamięci o ofiarach spod Smoleńska obrazili tych, którzy zginęli 10 kwietnia.

I choć wyznawcy teorii spiskowej skutecznie zawłaszczyli centrum Warszawy nie wszyscy, którzy cierpią po kwietniowej tragedii zgadzają się na takie seanse szaleństwa. Wdowa po wiceministrze obrony Ewa Komorowska mówiła w TVN24: „ja o każdej sprawie, o jakiej mówi Macierewicz, myślę inaczej”. „Kiedy wypowiadają się posłowie PiS przejeżdża po mnie walec”. „Nie chcę ani krzyża ani pomnika, bo Pałac Prezydencki zmieniłby się w pałac Kaczyńskiego". Kto uszanuje takie głosy?

Źle pytam. Przecież w kraju, w którym piwne hasło „zimny Lech” ma obrażać pamięć prezydenta Kaczyńskiego, nie ma trzeźwych ludzi.


Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

Portoryko: w tym klimacie najlepiej radzą sobie bambus, kawa oraz pająki, z których sieci robi się kamizelki kuloodporne. Pachnie deszczem parującym na rozpalonej ziemi.