6/30/2010

Nagroda pocieszenia

Zrobić z siebie wariata też trzeba umieć. Niezależnie od wiary. Umyć, namaścić i pogrzebać zgodnie z zasadami islamu ciało, które od miesiąca leżało w kostnicy. Przed takim zadaniem stoją uczestnicy malezyjskiego „Idola”. Młodzi pobożni mężczyźni rywalizują między innymi o tytuł imama meczetu. Wszystko oczywiście podglądają widzowie. Także transport ciała na cmentarz i odmawianie modłów nad zmarłym. Aż żal, że telewizja jeszcze nie umie przenosić zapachów.

Autor programu jest dumny z chłopców ale zawiedziony własną ekipą: producent zemdlał, a kilka innych osób zwymiotowało. Niestety dla widzów kolejne odcinki były wręcz nudne, bo gdzie mycie trupa do zwykłego kazania. Casting nie był łatwy, z tysiąca młodzieńców wybrano dziesięciu. Prześwietlono ich przeszłość, sprawdzono ile nagrzeszyli, choć każdy z nich wygląda jak młody Allah. Ale warto się otworzyć, bo poza pracą imama w dużym meczecie w Kuala Lumpur i w pełni opłaconą pielgrzymką do Mekki zwycięzca dostanie samochód, stypendium, laptopa i ponad sześć tysięcy dolarów w gotówce. Na hidżaby od Armaniego.

Każdy naród ma taki program na jaki zasłużył. Malezyjczycy wieczorami podglądają nowoczesnych imamów, my sztucznych kandydatów. Jedyne co łączy to nudności. Tam, z uwagi na dosłowność, tu przez dziecinadę sztabowców. Jaki sens ma starcie kandydatów bez pytań kandydatów? Debata to pojedynek na słowa, na gesty, na nerwy, na emocje. A nas się częstuje sztucznością, nudą, bylejakością. Pewnie za późno na takie pomysły, ale gdyby była nagroda pocieszenia... ot choćby dożywotnie darmowe strzyżenie wąsów albo dozgonna garderobiana.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

6/09/2010

Czterozdjęcie

Każdy będzie miał swój kwadrans sławy - mówił Andy Warhol. PiS sięga dziś do koncepcji króla pop artu. Inspiruje się „czterozdjęciem” z Marylin Monroe. Ale zamiast blondynki w wiecznej depresji jest Jarosław Kaczyński w... czymś. Spojrzał na mnie ostatnio przy Plantach w Krakowie. To chyba nie był uśmiech. Vis a vis Dworca Centralnego w Warszawie ta sama twarz. Patrzę na nią po kilku dniach przerwy, nie to nie uśmiech. Nie ma znaczenia, czy obraz przedstawia Mona Lisę czy banana – ważne, żeby to było naprawdę pop, mówił Warhol. Kaczyński jest już blisko.

Debata z młodymi Polakami w Hotelu Europejskim była tak uczesana, że żaden włos nie stał w kontrze do prezesa. Kaczyńskiego nie zaskoczyło nawet pytanie o zwycięzcę mundialu, choć nigdy nie kreował się na kibica. Żel.pl można by strawestować powiedzenie młodych, używane kiedy opadają im ręce. Sympatycy i politycy PiS okadzają portret wodza, na którym on się niby uśmiecha ale to 
nie jest ten zmieniony człowiek. Stary dobry Jarosław Kaczyński powrócił. Powtarza jak mantrę, że nie chce wojny polsko-polskiej ale chyba sam nie wie co to znaczy.

Czytam, że w Polskę jadą busy z ulotkami, plakatami, znaczkami, balonami, długopisami z wizerunkiem Jarosława Kaczyńskiego. Dla kogo? Miłośników Komorowskiego to nie porwie. Prezes obwożony po kraju ma wyglądać jak ten niby uśmiechnięty pan z plakatu, ale widać, że jedynie warstwa pudru kryje mistrza mnożenia przez odwrotność. Kaczyński na wałach prezentuje się wybornie, jak wtedy w stoczni. Dlatego nie rozumiem zdziwienia w PiS, że okulary zerówki Palikota nic nie dały. Te metamorfozy są siebie warte.

Kiedy słyszę Kaczyńskiego wzywającego do końca wojny polsko-polskiej jest mi tak samo do śmiechu, jak kiedy Palikot wzywa do badań psychiatrycznych kandydatów. Był taki żart przed pięcioma laty: największe świństwo? Zagłosować na Kaczyńskiego i wyemigrować. Za chwilę najlepszym wyjściem będzie wyjazd bez głosowania.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24

6/02/2010

Spuszczanie powietrza

Szukam aktualnych badań psychiatrycznych mieszkańców Reykjaviku. Nigdzie nie ma sugestii jakoby bankructwo ich kraju miało dla ludzi poważne psychiczne skutki uboczne. Bywa, że słuchanie muzyki Bjoerk prowadzi do prób samobójczych, podobnie jak nieudana lekcja islandzkiego ale to i tak za mało by zbzikowało aż tylu obywateli. Swoją drogą Björk Guðmundsdóttir jako szalona reykjaviczanka pewnie poparła postulat bezpłatnych ręczników dla każdego przy każdym gejzerze oraz sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo.

Żałuję, że trafiło na kraj, w którym nawet do porannej kawy chce się zamówić setkę wódki. Wielu uzna, że tego wypadku przy urnie nie można potraktować poważnie. Tymczasem Besti flokkurinn ugrupowanie jajcarzy założone po kryzysie finansowym przez komika Jona Gnarra, poparło 35 procent mieszkańców Reykjaviku. Satyrycy będą największą grupą w radzie stolicy, sam Gnarr chce być burmistrzem! Uważam, że za szczerość mu się należy - w kampanii obiecywał więcej niż ktokolwiek inny ale ostrzegał, że ma gdzieś spełnianie obietnic.

Islandzcy politycy są w szoku. Pani premier uznała, że ludzie w Reykjaviku mają dość politycznego establishmentu, który zatopił ich kraj w Atlantyku. Co za dedukcja! Watsonowie wszystkich krajów łączcie się. Skoro reykjaviczanie wybrali darmowe ręczniki na trzeźwo, nie ma przeszkód, żeby podobne pospolite ruszenie rozlało się po Europie. Tzatziki z bagietką przy każdym leżaku w Grecji, wino na moście w Porto albo darmowe noclegi w komnatach królewskich w Madrycie i rozkoszny wieczór z dziewczynami Berlusconiego na koszt premiera. Zaczynam zazdrościć europejskim bankrutom. Nam zostaje wybierać między dębem Bartkiem, a taternikiem Bronkiem.

Ten tekst to wyraz moich osobistych poglądów, nie należy go identyfikować z linią programową redakcji TVN24